Ciekawość
– pierwszy stopień do piekła
Otworzyłam oczy. Usłyszałam terkot budzika. To właśnie on mnie wyrwał ze snu. Spojrzałam na godzinę, wyłączając go. Dochodziła już siódma rano. Nie wierzyłam, że trzeba już iść do szkoły. Był poniedziałek, który uświadomił mi o tym, że miałam obowiązki. Westchnęłam, leniwie wstając z miękkiego łóżka. Dużo był dała, aby nie pójść do szkoły. Nienawidziłam swojej klasy, ale najbardziej atmosfery, która potrafiła ci na wejściu popsuć cały dzień. Miałam dość tego nowego szkolnego życia. Oddałabym wiele, by wrócić do dawnego miejsca, w którym się uczyłam.
Zrobiłam pierwszy krok i od razu poczułam, że mi niedobrze po wczorajszej imprezie. Nie mogłam
nawet iść, bo tak byłam wykończona. Chciałam sobie przypomnieć cokolwiek, ale pamięcią mogłam
cofnąć się tylko do momentu, gdy ujrzałam
martwą dziewczynę leżącą na białym płaszczu śniegu. Nie mogłam w to uwierzyć.
Ciężko było wybić te obrazy z głowy, jak
i przypomnieć sobie coś innego z tej nocy. Pobiegłam do toalety, aby
zwymiotować. Cudem było to, że od razu poczułam się lepiej. Przynajmniej
trzymałam się na nogach. Spojrzałam na siebie w lusterku, zdając sobie sprawę z
tego, że jestem beznadziejna. Miałam milion problemów nie do rozwiązania, dziwną
sytuację rodzinną oraz tajemnicę do odkrycia. A pośrodku tego stałam ja, która
nie wiedząc co ze sobą zrobić, upiła się
na imprezie. Moja beznadziejność nie miała końca. W dodatku zakochałam się w
kimś, w kim
nie powinnam. Nie dość, że stało się to za szybko, bo od pierwszego wejrzenia, to jeszcze był to tajemniczy chłopak – Alex
Margan. Gorzej już chyba nie mogło być. Przynajmniej
miałam taką nadzieję.
Zrobiłam lekki makijaż i upięłam włosy w estetycznego koka. Gotowa do wyjścia, ubrałam się jeszcze w czarne dżinsy z futerkiem od spodu oraz szmaragdowy sweter. Na dworze było bardzo zimno, ponieważ zaczynała się kalendarzowa zima. Ten ubiór miał mi zapewnić ciepło podczas lekcji w szkole. Natomiast na dole w przedpokoju założyłam beżowy płaszcz, dopasowane do niego kozaki z kożuchem, brązowy szal. Czułam się jak pingwin z dużą warstwą tłuszczu pod skórą. Zimy w Vancouver stały się ostatnio bardzo mroźne, choć zazwyczaj temperatura nie spadała poniżej zera. Wychodząc z domu, wzięłam klucz z kubka na komodzie.
- Devonne! Śniadanie... - zawołała mnie matka.
- Kupię coś po drodze, mamo! - odpowiedziałam wystarczająco głośno, by usłyszała.
Szłam powoli, wiedząc, że mam sporo czasu do zaczynających się zajęć. Śnieg sypał, ale mi to nie przeszkadzało. Owszem, nie przepadałam za zimną, a zwłaszcza tutaj. Nigdy jednak nie sypało oraz nie było tak zimno. Poprawiłam szal, zakrywając nim usta. Torba z książkami była wilgotna przez roztapiający się na niej śnieg. Wstąpiłam do sklepu, tak jak obiecałam rodzicielce. Wchodząc do ogrzanego pomieszczenia, poczułam się bardzo dobrze. Stanęłam w kolejce, aby kupić coś na słodko. Kiedy wreszcie przyszła moja kolej, wybrałam jedzenie. Dopiero teraz poczułam silny zapach pieczywa, unoszący się w sklepie. Spodobało mi się to. Odebrałam jedzenie, biorąc je z rąk sklepikarza. Zaniemówiłam, gdy ujrzałam na jego nadgarstku taki sam tatuaż ze słońcem, jaki miała martwa dziewczyna. Sparaliżowana spojrzałam chłopakowi w oczy. Blondyn o piwnych oczach zauważył, że skupiłam wzrok na jego ręce. Odtrącił moją dłoń, uśmiechając się do mnie szeroko. Wydawało mi się to tajemnicą. Jednak dla tego chłopaka tak nie było. Wyszłam ze sklepu lekko wstrząśnięta. Zaczęło mnie to wszystko tak jakby prześladować. Cokolwiek bym nie zrobiła, zawsze spotykam wilki albo ten tatuaż. Chodziło to za mną jak cień.
Nadal kierowałam się do szkoły. Gwarantowałam sobie to, że nie będę mogła skupić się na nauce. To wszystko mną zawładnęło. O niczym innym nie mogłam myśleć. Wszystko zaczęło się w momencie zaginięcia mojego brata, Iana. Potem zobaczyłam wilka o zielonych oczach ze specyficznym szarym futrem, który ukazał mi się już dwa razy. Raz, gdy uciekłam do lasu i ujrzałam wspomnienie z przeszłości, oraz drugi, ten wczorajszy. Za każdym razem towarzyszyła mi tylko jedna osoba. Ktoś, kto znał odpowiedzi na wszystkie moje pytania. Był to tylko Alex. To nie mógł być czysty zbieg okoliczności. On musiał się w to w jakiś sposób wplątać, tak jak sam mówił. Stał w tym już jedną nogą. Musiałam natychmiast z nim porozmawiać. Nie przegapiłabym takiej okazji. Dzięki niemu mogłam poznać prawdę. Dowiedzieć się wszystkiego.
Weszłam do szkoły, czując, że to nie będzie dobry dzień. Zostało kilka
minut do dzwonka na lekcje. Ściągnęłam z siebie płaszcz oraz inne akcesoria. Idąc do sali,
wzięłam z szafki książkę do historii. W
drodze spotkałam dwie przyjaciółki. Uśmiechnęłam się do nich. Samantha była jak
zawsze mimo pogody w sukience, za to Anabell ubrana zgodnie z modą opisaną w
czasopismach.Zrobiłam lekki makijaż i upięłam włosy w estetycznego koka. Gotowa do wyjścia, ubrałam się jeszcze w czarne dżinsy z futerkiem od spodu oraz szmaragdowy sweter. Na dworze było bardzo zimno, ponieważ zaczynała się kalendarzowa zima. Ten ubiór miał mi zapewnić ciepło podczas lekcji w szkole. Natomiast na dole w przedpokoju założyłam beżowy płaszcz, dopasowane do niego kozaki z kożuchem, brązowy szal. Czułam się jak pingwin z dużą warstwą tłuszczu pod skórą. Zimy w Vancouver stały się ostatnio bardzo mroźne, choć zazwyczaj temperatura nie spadała poniżej zera. Wychodząc z domu, wzięłam klucz z kubka na komodzie.
- Devonne! Śniadanie... - zawołała mnie matka.
- Kupię coś po drodze, mamo! - odpowiedziałam wystarczająco głośno, by usłyszała.
Szłam powoli, wiedząc, że mam sporo czasu do zaczynających się zajęć. Śnieg sypał, ale mi to nie przeszkadzało. Owszem, nie przepadałam za zimną, a zwłaszcza tutaj. Nigdy jednak nie sypało oraz nie było tak zimno. Poprawiłam szal, zakrywając nim usta. Torba z książkami była wilgotna przez roztapiający się na niej śnieg. Wstąpiłam do sklepu, tak jak obiecałam rodzicielce. Wchodząc do ogrzanego pomieszczenia, poczułam się bardzo dobrze. Stanęłam w kolejce, aby kupić coś na słodko. Kiedy wreszcie przyszła moja kolej, wybrałam jedzenie. Dopiero teraz poczułam silny zapach pieczywa, unoszący się w sklepie. Spodobało mi się to. Odebrałam jedzenie, biorąc je z rąk sklepikarza. Zaniemówiłam, gdy ujrzałam na jego nadgarstku taki sam tatuaż ze słońcem, jaki miała martwa dziewczyna. Sparaliżowana spojrzałam chłopakowi w oczy. Blondyn o piwnych oczach zauważył, że skupiłam wzrok na jego ręce. Odtrącił moją dłoń, uśmiechając się do mnie szeroko. Wydawało mi się to tajemnicą. Jednak dla tego chłopaka tak nie było. Wyszłam ze sklepu lekko wstrząśnięta. Zaczęło mnie to wszystko tak jakby prześladować. Cokolwiek bym nie zrobiła, zawsze spotykam wilki albo ten tatuaż. Chodziło to za mną jak cień.
Nadal kierowałam się do szkoły. Gwarantowałam sobie to, że nie będę mogła skupić się na nauce. To wszystko mną zawładnęło. O niczym innym nie mogłam myśleć. Wszystko zaczęło się w momencie zaginięcia mojego brata, Iana. Potem zobaczyłam wilka o zielonych oczach ze specyficznym szarym futrem, który ukazał mi się już dwa razy. Raz, gdy uciekłam do lasu i ujrzałam wspomnienie z przeszłości, oraz drugi, ten wczorajszy. Za każdym razem towarzyszyła mi tylko jedna osoba. Ktoś, kto znał odpowiedzi na wszystkie moje pytania. Był to tylko Alex. To nie mógł być czysty zbieg okoliczności. On musiał się w to w jakiś sposób wplątać, tak jak sam mówił. Stał w tym już jedną nogą. Musiałam natychmiast z nim porozmawiać. Nie przegapiłabym takiej okazji. Dzięki niemu mogłam poznać prawdę. Dowiedzieć się wszystkiego.
- Dev! - wykrzyczała Nan, rzucając mi się na szyję.
- Och dziewczyny, nawet nie wiecie, co mi się przydarzyło...
- Jak wczoraj wróciłaś? Samantha cię szukała, bo ja źle się poczułam. Nie mogłyśmy cię znaleźć, więc pojechałyśmy z nadzieją, że tu już to dawno zrobiłaś. Wybacz nam. Dałaś sobie jakoś radę? –zapytała.
- Długa historia, ale wróciłam z Aleksem... Chyba z nim... Upiłam się i nic nie pamiętam, wybaczcie.
- Długa historia? Czekaj, co? Z jakim Aleksem?
- Upiłaś się? - spytała Sam, unosząc brew.
Usiadłam przed salą na ziemi, a koło mnie one. Wiedziałam, że muszę im wszystko opowiedzieć. Nawet moment z moim bratem, bo opierały się ciągle na wiedzy z gazet. Pokręciłam przecząco głową, wiedząc, że nie będzie to łatwe.
- Devonne, gadaj! - wybuchła Samantha.
- Już, już... - wzięłam wdech. – Ian zaginął dwa dni temu. Nikt nie wie ciągle, co się z nim dzieje. Od tego czasu coś się zmieniło w Vancouver. Uciekłam z domu po sprzeczce z rodzicami, wpadając na jakiegoś chłopaka. Pomógł mi, a nawet odprowadził mnie do domu. Spotkaliśmy po drodze wilka, który zaczął mnie nękać. Ciągle go widuję, tak jak znany mi skądś motyw w kształcie słońca... Wczoraj też spotkałam tego chłopaka. Nazywa się Alex Margan...
- Ten Alex Margan? - spytała Nan.
- A jest ich więcej w Vancouver? – dopytałam.
- Bo znam aktora Aleksa Margana. Szatyn z niebieskimi oczami... O takimi jak ty. To o niego ci chodzi?
- Poczekajcie, sprawdzę w internecie. Powiadacie... Alex Margan. – Sam pokazała nam w telefonie jego zdjęcie. – To on?
- Tak! - powiedziałam razem z przyjaciółką.
- O w mordę, Dev.. Spotykasz się z gwiazdą Hollywood...
- Hollywood? Co on tu w takim razie robi?
- Mnie nie pytaj... - stwierdziła Anabell.
- Jest napisane, że on uciekł z Los Angeles w wieku szesnastu lat. „Poszukiwania Aleksa Margana trwają do teraz” - zacytowała Samantha.
- No nieźle... Nie sądziłam, że to ktoś sławny. A najgorsze jest to, że się w nim zakochałam... Skąd go znasz, Nan?
- Z serialii... Ty się zakochałaś? W nim? O matko, ale się porobiło...
- A żebyście wiedziały – podsumowała Sam. – Za odnalezienie go dostanie się milion dolarów! Wiecie, ile byśmy mogły mieć za tyle pieniędzy?
- Samantho, chyba nie uważasz, że go przekupię. Nie zepsuję mu życia jednym telefonem! – odpowiedziałam.
- Ale, Dev! Przecież potrzeba nam pieniędzy. Nawet go nie znasz! - droczyła się Sam.
- I co z tego! - przewróciłam oczami. – Nie potrzebuję miliona dolców!
- Miliona dolców, powiadasz? Po co ci, Devonne, tyle pieniędzy? Chcesz obradować bank, by mieć na college? - powiedziała jakaś dziewczyna.
Odwróciłam się wraz z koleżankami. Stała przed nami szkolna gwiazda. Kelsey Kennedy. Blondwłosa dziewczyna z niebieskimi oczami oraz tapetą na twarzy. Jak zawsze skąpo ubrana i na kilkunastu centymetrowych obcasach. Na jej twarzy widniał złowieszczy uśmiech.
- Nie, nie potrzeba mi pieniędzy. Za to tobie by się przydał prywatny stylista – odgryzłam się.
Wstałam i poszłam do klasy. Zadzwonił dzwonek ogłaszający pierwszą lekcję. Historia. Wbrew wszystkiemu trudny przedmiot. Usiadłam w ławce koło dwóch przyjaciółek. Siedziałyśmy w jednej linii w ostatnim rzędzie. Byłam szczęśliwa, że choć raz udało mi się odpowiedzieć chamsko Kelsey. Ona na to zasłużyła po połowie roku naszej znajomości.
- Otwórzcie książki na stronie 203 – powiedział nauczyciel.
Niechętnie wykonałam polecenie. Dzisiejsza lekcja była o mitach, które wymyślono już w starożytności. Dzisiejsza lekcja była o... wilkach. A raczej micie o wilkołaku. Może dzięki tej lekcji się coś o nich dowiem albo chociaż wyjaśnię zmianę w Vancouver. Wolałam chociaż wiedzieć coś na ich temat, żeby nie popełnić żadnego błędu. Nauczyciel zaczął mówić o tym, że w Kanadzie jest dużo dzikich zwierząt, a zwłaszcza wilków. Ta myśl mnie nie uszczęśliwiała. Potem wspomniał o micie indiańskiego plemienia, którego patronem był wilk. Wierzyli w to, że tylko wybrani stają się każdego zmroku oraz pełni zwierzęciem – wyidealizowanym wilkiem. Są wtedy niezależni aż do świtu, kiedy wracają do ludzkie postaci.
- To się nazywa w i l k o m a n i a – zadrwił chłopak z przodu.
Cała klasa zaczęła się nieustannie śmiać z żałosnego żartu. Przewróciłam oczami, zastanawiając się, ile jest tam prawdy. Zerknęłam na fotografie zamieszczone w podręczniku przy tym temacie. Znalazły się tam zdjęcia wilków oraz jakiś tatuaży. Nic tam nie było o motywie słońca, które widziałam już wiele razy na ciałach ludzi. Z namysłu wyrwał mnie trzask drzwi. Odwróciłam się, by zobaczyć kto się spóźnił. Był to brunet o ciemniejszej karnacji. Nazywali go "SweEl", choć wcale to do niego nie pasowało. Nie rozumiałam znaczenia tego przezwiska. Nidy nie zwracali się do niego po imieniu, więc mogłam na niego mówić tylko tak. Założył szarą bluzę, a kaptur naciągnął mocno na twarz. Nie potrafiłam nawet powiedzieć, jaki był. Zawsze zbyt tajemniczy, by cokolwiek powiedzieć na jego temat. Był pośmiewiskiem klasy, choć sama tego nie tolerowałam.
- SweEl, mamusia zaspała i nie zrobiła śniadania? - zaczepił go Phill.
- Zamknij się! - warknął chłopak, siadając na swoim miejscu.
Popatrzyłam na niego, próbują rozszyfrować jego sposób bycia. Coś mnie z nim łączyło, tylko jeszcze nie odkryłam co tak dokładnie. Zobaczyłam jego wzrok utkwiony na mnie. Pierwszy raz dostrzegłam jego oczy. Wydawały się zawsze czarne, a w rzeczywistości okazały się piwne. Spojrzałam na moje przyjaciółki w poszukiwaniu pomocy, ale były czymś zajęte. Zerknęłam w jego stronę z nadzieją, że skończył wbijać we mnie wzrok. On nadal mnie obserwował z obojętnością namalowaną na twarzy. Mój wzrok mówił do niego "Witaj SweEl".
To jest trójeczka. Mi się podoba, choć nie wiem czy wam też przypadnie do gustu. Wybaczcie tak długie czekanie, ale nie miałam dostępu do komputera. I czuję też coś, że będę pisać rzadko bo za niedługo zacznie się szkoła. Kocham was moje skarby! Miłego czytania ♥
Proszę skomentujcie: The mirror can lie. Doesn't show you what' s inside.