16 listopada 2013

7.

Pozory mylą, prawda?

  Życie - dar od Boga, a zarazem przekleństwo. Każdy ma na nie własny pogląd, sposób bycia i motywację. Nigdy go tak szczerze nie doceniałam, bo to nie miało głębszego sensu. Miałam gdzieś, jakie to może być szczególne. Próbowałam robić wszystko, aby odejść na zawsze. Nie wiedziałam wtedy, że byłam nierozważna. Z życia należało korzystać. Nie było wieczne i do tego to od niego wszystko zależało. Więc, owszem, istnienie miało sens. Nic nie działo się bez przyczyny, ponieważ wszystko posiadało w sobie ukryte znaczenie. Należało tylko mieć chęci, by zrozumieć - pojąć co dobre, a co złe. Uwierzyć. Wiara to podstawa, coś w końcu musi trzymać przy życiu. Wystarczy chcieć, a prawda przyjdzie sama.
  Zrozumiałam wszystko. Moje życie było zagrożone, mogło się po prostu zakończyć. Dużo rzeczy trzymało mnie żywą. Pozostało jeszcze milion zagadek, które powinnam pojąć. Niektórzy czekali na wyjaśnienia, których się jeszcze nie dostali. Oczekujący pragnęli prawdy z mojej strony, gdyż nie zawsze okazywałam się szczera. Było tego za wiele, żebym mogła przepaść. To byłoby niesprawiedliwe wobec innych. Przemyślenie tego wszystkiego bardzo mi pomogło, lecz nadal tkwiłam gdzieś w ciemnościach. Według moich doznań chyba utknęłam między światem żywych i umarłych. Otaczało mnie nic innego jak tylko nicość. Robiłam wszystko, ale nic nie pomogło mi w tym, aby się wydostać. Tak najwyraźniej miało być.
  Otoczona dookoła niczym, szłam prosto przed siebie. W każdej chwili coś mogło pójść nie tak. Mogłam upaść, stoczyć się i nie wrócić. Lecz nagle coś przede mną mignęło. Światło, które oświetlało mi drogę. Raziło mnie w oczy, ale to nie mogło mnie powstrzymać przed niczym. Im bardziej się do niego zbliżałam, tym bardziej oni słabło. Dochodząc do niego, chciałam pochwycić go w ręce, ale nie udało mi się. Ledwo musnęłam je dłonią, a już zostałam przez nie pochłonięta. Wydałam z siebie przeraźliwy okrzyk, zamykając oczy ze strachu. Czułam się jak w jakimś horrorze. Coś mnie wessało, a ja nic nie mogłam na to poradzić.
- Devonne... Dev! - Szept obijał mi się o uszy.
  Wzięłam głęboki wdech. Moje płuca momentalnie uniosły się tak, że prawie usiadłam. Przeszedł przez moje ciało dreszcz z zimna. Otworzyłam oczy, by zobaczyć, co się stało. Ujrzałam przed sobą śnieg. Odruchowo zerknęłam w prawo, spoglądając na chłopaka w białej bluzce. Brązowe włosy i wielkie oczy. Rozmazywał mi się obraz, ale nigdy nie dało się zapomnieć tych oczu. Siedział koło mnie ktoś, kto był mi winien dużo wyjaśnień, a ja znajdowałam się koło niego na skórzanej kurtce. Posłał mi promienny uśmiech, co mnie ogromnie wkurzyło.
- Alex... - wydukałam, bo tylko do tego byłam zdolna.
  Nie spodziewałam się go przy mnie. Jak zwykle jego widok mnie nie cieszył, ale był mi winien wyjaśnienia. Od dnia imprezy w „None” aż do teraz w lesie. Był letnio ubrany, więc zastanawiałam się czy nie jest mu zimno. Po chwili zrozumiałam, że siedzę na jego kurtce. Zarumieniłam się przez dobro, jakie mi okazał. Nigdy chłopak nie pozbywał się dla mnie ubrań. Byłam przecież w najniższej randze popularności. Nie należałam do grupki dziewczyn, dla których chłopcy byli zdolni zrobić wszystko. Potarłam o siebie ręce, by zrobiło mi się cieplej. Zima dawała się we znaki. Nie było ciepło i wiał chłodny wiatr.
  Ukradkiem znowu na niego spojrzałam, nie wiedząc, co powiedzieć. Oczekiwałam od niego jedynie prawdy. Kim był? Co wiedział? Jak mógł być tak niesprawiedliwy, milcząc. Układałam wypowiedź z nadzieją, że on mimo wszystko zacznie pierwszy. Dyskretnie wgłębiałam się w jego niebieskie oczy, ciemne włosy, które unosiły się do góry pod wpływem wiatru oraz ostre rysy twarzy i pełne usta. Gdy siedział profilem, mogłam dostrzec detale jego twarzy. Miał teraz nos lekko czerwony od mrozu i tak jak ja ogrzewał dłonie. Zauważyłam, że ma szerokie i zarazem muskularne ramiona. Pewnie coś trenował, mimo tego że był gwiazdą. Właśnie siedziałam koło kogoś, kto zagrał nie przed jedną kamerą. Odwróciłam się, wiedząc, że za długo mu się przyglądałam. 
- Devonne, odezwij się wreszcie...
  Popatrzyłam na niego wymownie. Chciał, bym zabrała głos, mimo tego że wiedział, co miałam do powiedzenia. Chciałam wszystko wygarnąć temu egoiście, a on nawet nie wpadł na to, że odkryłam prawdę.
- Jak mogę ot tak rozmawiać z kłamcą?
  Posłałam mu nienawistne spojrzenie z poważnym wyrazem twarzy. Nie miał pojęcia, o czym mówiłam, bo zmarszczył brwi. Zapewne pogubił się we własnych kłamstwach. Zaczęło mi się go robić żal. Odwróciłam od niego głowę, ale on mnie przed tym powstrzymał, podtrzymując swój kciuk pod moim podbródkiem. Nie spodziewałam się tego. Tylko że dla niego takie zachowanie wobec kobiety było codziennością. Spojrzałam mu głęboko w oczy z przerażeniem.
- O czym ty mówisz? – spytał, lekko podnosząc ton.
  Wbiłam w niego wzrok, przewracając oczami. To zaczęło być żałosne. Udawał, że o niczym nie wiedział. Zachowanie poniżej jego inteligencji. Zaśmiałam się lekko, kręcąc głową. Odepchnęłam go od siebie rękoma, energicznie wstając z ziemi. Rzuciłam w niego kurtką, odchodząc. Szłam, chcąc o nim zapomnieć. Nie wiedziałam, jak mógł zawrócić mi w głowie swoim wyglądem. Musiałam wymazać go z pamięci. Nie warto było rozpamiętywać takich osób bez serca. Otuliłam się ramionami, ogrzewając moje stałocieplne ciało. Tempo mojego chodzenia z minuty na minutę się zwiększało. Słyszałam jego wołania, ale ignorowanie ich najlepiej mi wychodziło. Jednak marzył mi się powrót do domu. Przyszłam po to, by się otrząsnąć po sprzeczce z rodzicami. Tak jakby już to zrobiłam, więc mogłam wracać. Ale coś stanęło mi na drodze. Kilka metrów ode mnie stał brązowy wilk, obnażający na mnie kły. Kolejne zwierzę, które nie chciało mnie tu za żadne skarby. Skupiłam na nim wzrok, przewidując jego ruchy. Nie mogłam zachowywać się pochopnie. Zerknęłam w lewo, szukając gdzieś pomocy. Zaczęłam się obawiać, bo przecież te stworzenia zabijały ludzi.
- Idź sobie! - wyszeptałam z nadzieją, że to uczyni.
  Warknął, zbliżając się do mnie. Z przerażenia sięgnęłam po kij, leżący u mych stóp. Wymachiwałam nim przed sobą, żeby nie mógł mnie dopaść. Tak czy inaczej rzucił się na mnie, wgryzając się w patyk. Upadłam na ziemię, a na mnie drapieżnik. Siłowałam się z wilkiem, ale wiedziałam, że nie miałam szans. Łzy spływały mi po policzkach, lecz nie poddawałam się. Zwierzę podrapało mnie po szyi, po czym trysnęła krew, spływając na śnieg. Zobaczyłam te czarne oczy, pragnące mojej śmierci. Dałam sobie spokój. Zacisnęłam powieki.


   Rozległ się huk strzału. Otworzyłam oczy, zdając sobie sprawę z tego, że nadal żyję. Zerknęłam na wilka. Ktoś go zabił. Zepchnęłam martwego osobnika, czując odór krwi. Wszędzie ją widziałam, ale zatrzymałam wzrok na Aleksie, który trzymał w ręku broń. Nie był to zwykły pistolet, ponieważ miał inną strukturę. Czułam się teraz jak w Underworldzie. Chłopak biegł do mnie, lecz ja nie mogłam nic zrobić.    Doznałam wstrząsu. Życie minęło mi przed oczami, ale zostało uratowane przez kogoś, kto zabił wilka. Spojrzałam na niego, zdając sobie sprawę, że nie wiedziałam o nim jeszcze wielu rzeczy. Kucnął przy mnie, kładąc rękę na ramieniu. Zajrzał mi w oczy, wiedząc zapewne, co przeżywałam. Rzuciłam wzrokiem na pozbawione życia zwierzę. Następnie na Aleksa. Otarłam łzy z zimnych policzków. Milczałam.
- Wszystko dobrze? - zapytał, obserwując mnie.
  Pokiwałam głową wraz z syczeniem z bólu. Zapiekła mnie szyja. Dotknęłam jej delikatnie, przykuwając uwagę szatyna. Ogarnął moje blond włosy i przechylił moją głowę w prawy bok. Zerknął na ranę, wyrządzoną przez wilka. Czerwoną krechę na białym ciele, z której ciekła nadal krew. Urwał kawałek swojej białej bluzki, by przetrzeć zranione miejsce. Poślinił materiał, oczyszczając ranę. To było niehigieniczne, ale też pewnie bym tak uczyniła. Zadrżałam, gdy delikatnie musnął dłońmi moje ciało. Syknęłam z bólu. Popatrzył na mnie, ścierając mi z twarzy krew i łzy. Szturchnęłam go, chcąc by mnie zostawił w spokoju.
- To tylko zadrapanie wilka. Nic ci nie będzie. Nie ugryzł cię, co nie? - Wbił we mnie wzrok.
  Milczałam. Tak naprawdę nie wiedziałam o nim chyba niczego. Nadal nic mi nie zdradził. Wstałam, cofając się jak najdalej od niego. Zabił wilka. Biedne zwierzę, które z nie wiadomo jakich względów chciało mnie zabić. Nie mogłam mu podziękować. Spojrzałam na niego, nadal trzymającego w ręce broń.
- Kim ty jesteś?!
 To pytanie dręczyło mnie od kilku dni. To dzięki niemu wreszcie mogłam poznać prawdę. Powinnam ją dostać. Stanęłam w miejscu, krzyżując ręce na piersiach. Chłopak spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, ale wiedział już, o co chodziło. Przynajmniej tyle mi się udało.
- Dev... To nie tak...
- Tłumacz się, tłumacz – westchnęłam. - Jestem ciekawa, jak wyjaśnisz mi ucieczkę z Los Angeles, pochodzenie, zabicie tego wilka i inne rzeczy. Zawsze są koło mnie te zwierzęta bez serca, a koło nich ty. Tak, wyjaśnienia będą ogromnie zabawne... Kim ty, do cholery, jesteś?
  Spojrzał na mnie bez uśmiechu. Nawet pobladł. Rzucił na ziemię pistolet, zbliżając się do mnie powoli. Stanął przede mną, szepcząc mi coś do ucha.
- W takim razie ja też mam do ciebie pytanie... Co ty właściwie wiesz o mnie?
  Odsunął się od mojego ucha, ale jego twarz pozostała kilka centymetrów od mojej. Patrzyłam na oczy tak podobne do moich. Był tak blisko, że pomyślałam przez moment, że złoży na moich wargach pocałunek. Zerknęłam na jego usta, które marzyłam pocałować. Zakochana idiotka. Zobaczył, że tak na niego patrzę. Odsunął się z uśmiechem.
- Dev, powiedz, co o mnie wiesz. Jestem tego ciekaw. Pewnie to, co wywnioskowałaś, jest błędne, chociaż może jednak coś wiesz...
- Wiem to, że jesteś idiotą, który uciekł z L.A., choć był gwiazdą Hollywood. Szukają cię całe Stany Zjednoczone, a ty nadal uciekasz. Skrywasz tajemnice, które mnie przerażają. Może mi wytłumaczysz to, co powinnam wiedzieć?
- Z czasem będziesz wiedziała wszystko, ale tak, to prawda. Nie mogłem żyć w tym mieście i coś mnie tu wezwało. Zrezygnowałem właśnie dla tego czegoś z życia w sławie. Nie zamieniłem danych osobowych, choć żałuję tego, bo jednak mnie odnalazłaś. Wilki są wszędzie. Zabijają bez opanowania. W barze, w którym byłaś ze mną, to właśnie one wszystko spowodowały. Pragną śmierci ludzi, choć tak naprawdę nie panują nad sobą. Kiedyś się na pewno dowiesz, o co chodzi i co mnie tu trzyma. Teraz wystarczy ci to, że musisz uważać na siebie oraz nie szwendać się po lesie. Grozi ci niebezpieczeństwo. Robię wszystko, co mogę, by ci nic się nie stało. Potrzebuje do tego twojej pomocy. Musisz być ostrożna...
 Zatkało mnie. Koleś zwariował, zostawiając mnie w niepewności. Oczekiwałam c a ł e j prawdy. Wilki nie ostrzyły na mnie kłów bez celu. Coś musiało być nie tak.
- Świetnie! Ciekawe jak ty byś się czuł tak okłamywany. Wyjaśnienia, ale nie do końca. To takie żałosne i dziecinne. Wiedzieć coś w całości. To zaczyna boleć, zdajesz sobie z tego sprawę? Nie mam niczego, nikogo. Na pewno twoje zapewnienia, że kiedyś poznam prawdę, pomogą. Wiem, że nie masz pojęcia co czuję i przez co przechodzę, ale ta niepewność boli. Mam unikać wilków, ale nie wiem dlaczego. „Kim jesteś?” to też pytanie, na które sobie poczekam. Moje życie leży w twoich rękach. Dobrze, ale ja nic o tobie nie wiem. Powodzenia!
  Szturchnęłam go ramieniem, odchodząc. Tym razem nic nie mogło mi przeszkodzić. Zaczęłam biec do domu, mimo że nie chciałam wracać. Najprawdopodobniej wyślą mnie do tego internatu. Już nic mnie nie trzymało w Vancouver. Przed ulicą, gdzie kończył się las, ktoś mnie zatrzymał, przyciągając do siebie. Trzymał mnie za ramiona. Było ciemno, ale wiedziałam, że to Alex. Udało mu się mnie dogonić. Wyrwałam się, ale znów mnie zatrzymał, mocno przytrzymując. Wyrywanie mu się nie wchodziło w grę. Był silny. Nie dało się zaprzeczyć, że także, stawiając na swoim, zawsze wygrywał. Coś dziwnego, czego nikt nie miał, właśnie mnie w nim pociągało. Ta nieznana i tajemnicza inność.
- Czego chcesz? - spytałam oschle. 
- Nie mogę...
- Czego? - Obojętnie podsumowałam jego wypowiedź.
- Nie możesz poznać prawdy. Dev, ja obiecałem zapewnić ci bezpieczeństwo. Musimy trzymać się razem, bo dotrzymuję słowa. Prawda nas poróżni, odepchniesz mnie. Odrzucisz za to, kim jestem. Nie mogę do tego dopuścić, więc milczę. Zaufaj mi. Stopniowo wprowadzę cię do mojego świata. Oboje przez to przejdziemy, a ja dotrzymam słowa. Przepraszam, ale taka jest prawda. Poznasz mnie od nowa, ale już znasz Aleksa Margana.
  Zrozumienie. Według mnie trzeba zrozumieć rozmówcę. Bez szczerości nie ma ludzi, którym zaufasz. On był szczery. Wierzyłam w każde jego słowo. Może miał rację i coś na nas czyhało w tym mieście. Coś złego, pragnącego śmierci. Tak może musiało być, a nie dało się oszukać przeznaczenia. Już zaplanowano moje istnienie. Mogłam się z tym nie pogodzić, ale nie mogłam niczego już zmienić. Tak najwidoczniej musiało być. Miałam żyć przy tym chłopaku, którego znałam kilka dni. Mimo iż oboje się nie chcieliśmy, nie mieliśmy wyboru.
- Może wytrzymam z takim egoistą... – podsumowałam.
- Ten egoista uratował ci już któryś raz życie.
- Nie prosiłam.
-
 Och... Obym ja z tobą wytrzymał...
- Dlaczego? - dopytałam, unosząc brew.
- Jesteś rozkapryszoną dziewczynką, która drugi raz uciekła z domu. I co ja mam o tobie sądzić? Może lepiej będzie, jak rodzice cię gdzieś wyślą... 
  Zabolało. Nie wiedział chyba o mnie wszystkiego albo to tylko dobrze udawał. Prawie się przez niego popłakałam. Zranił mnie, robiąc głęboką ranę w sercu.
- Ciebie powinni zamknąć już dawno w... - urwałam, upadając na kolana.
 Rana na szyi zaczęła mnie piekielnie boleć. Miałam dokończyć zdanie, ale nie miałam siły. Kolejny raz zemdlałam. Czułam się taka bezsilna. Tym razem jednak wiedziałam, że mimo ciemności, którą widziałam, wrócę powrotem do rzeczywistości.
- Devonne! - przebijał się przez nicość krzyk Aleksa. 
  Był mało znaczący, bo duchem byłam całkowicie gdzie indziej niż ciałem. Nie pierwszy raz i na pewno nie ostatni.







 Mamy już za sobą kolejny rozdział. Nic mnie nie motywowało, by go napisać, bo komentarzy było najmniej ile mogło być na blogu. Uznałam, że w takim razie podawanie tu rozdziałów nie ma sensu. Nie chcę by był to ostatni rozdział dodany na tym blogu. Jak nie uzbieram 20 komentarzy to przestane dodawać tu notki. Takie jest moje ostateczne zdanie.

Pierwszy raz dedykuje tu rozdział. Lecz chcę to zrobić dla dwóch osób, które ubiegały się o notę. Może jest to ostatni wpis, więc muszę to zrobić.



Justine T. - Jesteś cudowną blogerka. Twoje opowiadanie 'Brave' jest niesamowite. To są moje klimaty i pewnie jesteś już tego świadoma. Jako ulubiona komentatorka i czytylniczka twego bloga wiem, że robisz to co kochasz. Chciałabym mieć tylu czytelników co ty. Kocham twoje obszerne komentarze pod tymi rozdziałami. Obiecałam. Dotrzymuje obietnic, więc ten rozdział jest dla ciebie <3



Natalia K. - Moja ślicznotka. Czekałaś na ten rozdział. Kiedy on wreszcie jest to ciebie na przekór nie ma. Martwię się i będzie tak aż nie wrócisz. Zawsze będę na ciebie czekać. Chciałbym, aby ten rozdział ci się podobał. Jest dla ciebie i Justine. Oby dwie chciałyście go. Jak jest on ostatnim to przynajmniej napisanym dla dwóch ukochanych czytelniczek. Wrócisz i znów napiszesz coś mega i zdrowiej! <3