26 sierpnia 2013

3.

Ciekawość – pierwszy stopień do piekła


 Otworzyłam oczy. Usłyszałam terkot budzika. To właśnie on mnie wyrwał ze snu. Spojrzałam na godzinę, wyłączając go. Dochodziła już siódma rano. Nie wierzyłam, że trzeba już iść do szkoły. Był poniedziałek, który uświadomił mi o tym, że miałam obowiązki. Westchnęłam, leniwie wstając z miękkiego łóżka. Dużo był dała, aby nie pójść do szkoły. Nienawidziłam swojej klasy, ale najbardziej atmosfery, która potrafiła ci na wejściu popsuć cały dzień. Miałam dość tego nowego szkolnego życia. Oddałabym wiele, by wrócić do dawnego miejsca, w którym się uczyłam.
   Zrobiłam pierwszy krok i od razu poczułam, że mi niedobrze po wczorajszej imprezie. Nie mogłam nawet iść, bo tak byłam wykończona. Chciałam sobie przypomnieć cokolwiek, ale pamięcią mogłam cofnąć się tylko do momentu, gdy ujrzałam martwą dziewczynę leżącą na białym płaszczu śniegu. Nie mogłam w to uwierzyć. Ciężko było wybić te obrazy z głowy, jak i przypomnieć sobie coś innego z tej nocy. Pobiegłam do toalety, aby zwymiotować. Cudem było to, że od razu poczułam się lepiej. Przynajmniej trzymałam się na nogach. Spojrzałam na siebie w lusterku, zdając sobie sprawę z tego, że jestem beznadziejna. Miałam milion problemów nie do rozwiązania, dziwną sytuację rodzinną oraz tajemnicę do odkrycia. A pośrodku tego stałam ja, która nie wiedząc co ze sobą zrobić, upiła się na imprezie. Moja beznadziejność nie miała końca. W dodatku zakochałam się w kimś, w kim nie powinnam. Nie dość, że stało się to za szybko, bo od pierwszego wejrzenia, to jeszcze był to tajemniczy chłopak – Alex Margan. Gorzej już chyba nie mogło być. Przynajmniej miałam taką nadzieję.
  Zrobiłam lekki makijaż i upięłam włosy w estetycznego koka. Gotowa do wyjścia, ubrałam się jeszcze w czarne dżinsy z futerkiem od spodu oraz szmaragdowy sweter. Na dworze było bardzo zimno, ponieważ zaczynała się kalendarzowa zima. Ten ubiór miał mi zapewnić ciepło podczas lekcji w szkole. Natomiast na dole w przedpokoju założyłam beżowy płaszcz, dopasowane do niego kozaki z kożuchem, brązowy szal. Czułam się jak pingwin z dużą warstwą tłuszczu pod skórą. Zimy w Vancouver stały się ostatnio bardzo mroźne, choć zazwyczaj temperatura nie spadała poniżej zera. Wychodząc z domu, wzięłam klucz z kubka na komodzie.
- Devonne! Śniadanie... - zawołała mnie matka.
- Kupię coś po drodze, mamo! - odpowiedziałam wystarczająco głośno, by usłyszała.
 Szłam powoli, wiedząc, że mam sporo czasu do zaczynających się zajęć. Śnieg sypał, ale mi to nie przeszkadzało. Owszem, nie przepadałam za zimną, a zwłaszcza tutaj. Nigdy jednak nie sypało oraz nie było tak zimno. Poprawiłam szal, zakrywając nim usta. Torba z książkami była wilgotna przez roztapiający się na niej śnieg. Wstąpiłam do sklepu, tak jak obiecałam rodzicielce. Wchodząc do ogrzanego pomieszczenia, poczułam się bardzo dobrze. Stanęłam w kolejce, aby kupić coś na słodko. Kiedy wreszcie przyszła moja kolej, wybrałam jedzenie. Dopiero teraz poczułam silny zapach pieczywa, unoszący się w sklepie. Spodobało mi się to. Odebrałam jedzenie, biorąc je z rąk sklepikarza. Zaniemówiłam, gdy ujrzałam na jego nadgarstku taki sam tatuaż ze słońcem, jaki miała martwa dziewczyna. Sparaliżowana spojrzałam chłopakowi w oczy. Blondyn o piwnych oczach zauważył, że skupiłam wzrok na jego ręce. Odtrącił moją dłoń, uśmiechając się do mnie szeroko. Wydawało mi się to tajemnicą. Jednak dla tego chłopaka tak nie było. Wyszłam ze sklepu lekko wstrząśnięta. Zaczęło mnie to wszystko tak jakby prześladować. Cokolwiek bym nie zrobiła, zawsze spotykam wilki albo ten tatuaż. Chodziło to za mną jak cień.
 Nadal kierowałam się do szkoły. Gwarantowałam sobie to, że nie będę mogła skupić się na nauce. To wszystko mną zawładnęło. O niczym innym nie mogłam myśleć. Wszystko zaczęło się w momencie zaginięcia mojego brata, Iana. 
Potem zobaczyłam wilka o zielonych oczach ze specyficznym szarym futrem, który ukazał mi się już dwa razy. Raz, gdy uciekłam do lasu i ujrzałam wspomnienie z przeszłości, oraz drugi, ten wczorajszy. Za każdym razem towarzyszyła mi tylko jedna osoba. Ktoś, kto znał odpowiedzi na wszystkie moje pytania. Był to tylko Alex. To nie mógł być czysty zbieg okoliczności. On musiał się w to w jakiś sposób wplątać, tak jak sam mówił. Stał w tym już jedną nogą. Musiałam natychmiast z nim porozmawiać. Nie przegapiłabym takiej okazji. Dzięki niemu mogłam poznać prawdę. Dowiedzieć się wszystkiego.
 Weszłam do szkoły, czując, że to nie będzie dobry dzień. Zostało kilka minut do dzwonka na lekcje. Ściągnęłam z siebie płaszcz oraz inne akcesoria. Idąc do sali, wzięłam z szafki książkę do historii. W drodze spotkałam dwie przyjaciółki. Uśmiechnęłam się do nich. Samantha była jak zawsze mimo pogody w sukience, za to Anabell ubrana zgodnie z modą opisaną w czasopismach.
- Dev! - wykrzyczała Nan, rzucając mi się na szyję.
- Och dziewczyny, nawet nie wiecie, co mi się przydarzyło...
- Jak wczoraj wróciłaś? Samantha cię szukała, bo ja źle się poczułam. Nie mogłyśmy cię znaleźć, więc pojechałyśmy z nadzieją, że tu już to dawno zrobiłaś. Wybacz nam. Dałaś sobie jakoś radę? –zapytała.
- Długa historia, ale wróciłam z Aleksem... Chyba z nim... Upiłam się i nic nie pamiętam, wybaczcie.
- Długa historia? Czekaj, co? Z jakim Aleksem?
- Upiłaś się? - spytała Sam, unosząc brew.
 Usiadłam przed salą na ziemi, a koło mnie one. Wiedziałam, że muszę im wszystko opowiedzieć. Nawet moment z moim bratem, bo opierały się ciągle na wiedzy z gazet. Pokręciłam przecząco głową, wiedząc, że nie będzie to łatwe.
- Devonne, gadaj! - wybuchła Samantha.
- Już, już... - wzięłam wdech. – Ian zaginął dwa dni temu. Nikt nie wie ciągle, co się z nim dzieje. Od tego czasu coś się zmieniło w Vancouver. Uciekłam z domu po sprzeczce z rodzicami, wpadając na jakiegoś chłopaka. Pomógł mi, a nawet odprowadził mnie do domu. Spotkaliśmy po drodze wilka, który zaczął mnie nękać. Ciągle go widuję, tak jak znany mi skądś motyw w kształcie słońca... Wczoraj też spotkałam tego chłopaka. Nazywa się Alex Margan...
- Ten Alex Margan? - spytała Nan.
- A jest ich więcej w Vancouver? – dopytałam.
- Bo znam aktora Aleksa Margana. Szatyn z niebieskimi oczami... O takimi jak ty. To o niego ci chodzi?
- Poczekajcie, sprawdzę w internecie. Powiadacie... Alex Margan. – Sam pokazała nam w telefonie jego zdjęcie. – To on?
- Tak! - powiedziałam razem z przyjaciółką.
- O w mordę, Dev.. Spotykasz się z gwiazdą Hollywood...
- Hollywood? Co on tu w takim razie robi?
- Mnie nie pytaj... - stwierdziła Anabell.
- Jest napisane, że on uciekł z Los Angeles w wieku szesnastu lat. „Poszukiwania Aleksa Margana trwają do teraz” - zacytowała Samantha.
- No nieźle... Nie sądziłam, że to ktoś sławny. A najgorsze jest to, że się w nim zakochałam... Skąd go znasz, Nan?
- Z serialii... Ty się zakochałaś? W nim? O matko, ale się porobiło...
- A żebyście wiedziały – podsumowała Sam. – Za odnalezienie go dostanie się milion dolarów! Wiecie, ile byśmy mogły mieć za tyle pieniędzy?
- Samantho, chyba nie uważasz, że go przekupię. Nie zepsuję mu życia jednym telefonem! – odpowiedziałam.
- Ale, Dev! Przecież potrzeba nam pieniędzy. Nawet go nie znasz! - droczyła się Sam.
- I co z tego! - przewróciłam oczami. – Nie potrzebuję miliona dolców!
- Miliona dolców, powiadasz? Po co ci, Devonne, tyle pieniędzy? Chcesz obradować bank, by mieć na college? - powiedziała jakaś dziewczyna.
 Odwróciłam się wraz z koleżankami. Stała przed nami szkolna gwiazda. Kelsey Kennedy. Blondwłosa dziewczyna z niebieskimi oczami oraz tapetą na twarzy. Jak zawsze skąpo ubrana i na kilkunastu centymetrowych obcasach. Na jej twarzy widniał złowieszczy uśmiech.
- Nie, nie potrzeba mi pieniędzy. Za to tobie by się przydał prywatny stylista – odgryzłam się.
 Wstałam i poszłam do klasy. Zadzwonił dzwonek ogłaszający pierwszą lekcję. Historia. Wbrew wszystkiemu trudny przedmiot. Usiadłam w ławce koło dwóch przyjaciółek. Siedziałyśmy w jednej linii w ostatnim rzędzie. Byłam szczęśliwa, że choć raz udało mi się odpowiedzieć chamsko Kelsey. Ona na to zasłużyła po połowie roku naszej znajomości.
- Otwórzcie książki na stronie 203 – powiedział nauczyciel.
 Niechętnie wykonałam polecenie. Dzisiejsza lekcja była o mitach, które wymyślono już w starożytności. Dzisiejsza lekcja była o... wilkach. A raczej micie o wilkołaku. Może dzięki tej lekcji się coś o nich dowiem albo chociaż wyjaśnię zmianę w Vancouver. Wolałam chociaż wiedzieć coś na ich temat, żeby nie popełnić żadnego błędu. Nauczyciel zaczął mówić o tym, że w Kanadzie jest dużo dzikich zwierząt, a zwłaszcza wilków. Ta myśl mnie nie uszczęśliwiała. Potem wspomniał o micie indiańskiego plemienia, którego patronem był wilk. Wierzyli w to, że tylko wybrani stają się każdego zmroku oraz pełni zwierzęciem – wyidealizowanym wilkiem. Są wtedy niezależni aż do świtu, kiedy wracają do ludzkie postaci.
- To się nazywa  w i l k o m a n i a – zadrwił chłopak z przodu.
Cała klasa zaczęła się nieustannie śmiać z żałosnego żartu. Przewróciłam oczami, zastanawiając się, ile jest tam prawdy. Zerknęłam na fotografie zamieszczone w podręczniku przy tym temacie. Znalazły się tam zdjęcia wilków oraz jakiś tatuaży. Nic tam nie było o motywie słońca, które widziałam już wiele razy na ciałach ludzi. Z namysłu wyrwał mnie trzask drzwi. Odwróciłam się, by zobaczyć kto się spóźnił. Był to brunet o ciemniejszej karnacji. Nazywali go "SweEl", choć wcale to do niego nie pasowało. Nie rozumiałam znaczenia tego przezwiska. Nidy nie zwracali się do niego po imieniu, więc mogłam na niego mówić tylko tak. Założył szarą bluzę, a kaptur naciągnął mocno na twarz. Nie potrafiłam nawet powiedzieć, jaki był. Zawsze zbyt tajemniczy, by cokolwiek powiedzieć na jego temat. Był pośmiewiskiem klasy, choć sama tego nie tolerowałam.
- SweEl, mamusia zaspała i nie zrobiła śniadania? - zaczepił go Phill.
- Zamknij się! - warknął chłopak, siadając na swoim miejscu.
 Popatrzyłam na niego, próbują rozszyfrować jego sposób bycia. Coś mnie z nim łączyło, tylko jeszcze nie odkryłam co tak dokładnie. Zobaczyłam jego wzrok utkwiony na mnie. Pierwszy raz dostrzegłam jego oczy. Wydawały się zawsze czarne, a w rzeczywistości okazały się piwne. Spojrzałam na moje przyjaciółki w poszukiwaniu pomocy, ale były czymś zajęte. Zerknęłam w jego stronę z nadzieją, że skończył wbijać we mnie wzrok. On nadal mnie obserwował z obojętnością namalowaną na twarzy. Mój wzrok mówił do niego "Witaj SweEl".



To jest trójeczka. Mi się podoba, choć nie wiem czy wam też przypadnie do gustu. Wybaczcie tak długie czekanie, ale nie miałam dostępu do komputera. I czuję też coś, że będę pisać rzadko bo za niedługo zacznie się szkoła. Kocham was moje skarby! Miłego czytania ♥ 

8 sierpnia 2013

2.

Zły sposób, by zapomnieć!



   „To twój szczęśliwy dzień”. Takie słowa skierowała do mnie jedna z przyjaciółek. Czy to była prawda? Sama nie wiedziałam. Na razie byłam pijana i wszystko mogło się wydarzyć. To w tym chyba okazało się tak naprawdę najgorsze. Pech, który nie miał końca. Może i nawet jeden z nieszczęśliwych dni, które mnie spotkały. Nadal byłam ledwo świadoma tego, co robiłam, a nieświadoma tego, co zrobię potem. Dręczyło mnie wszystko, lecz najbardziej fakt, że jestem tu z nim. Aleksem Marganem. Chłopakiem nieodpowiednim dla mnie, ale tym, w którym się na nieszczęście zakochałam. Już na wstępie można powiedzieć, że Nan nie miała racji.
    Kiedy byłam blisko niego, czułam się inaczej. Wolniejsza od wszystkiego. Odpowiednie słowo to niezależna. Byłam sobą i nikt mi tego nie mógł popsuć. Mimo tego że miałam promile alkoholu we krwi, słowa chłopaka uderzały echem. To było miejsce, w którym nie mogłam czuć się bezpieczna. Ale prawda okazała się taka, że nigdzie nie byłam. Posłałam chłopakowi niewinny uśmiech, wieszając się na nim. On mnie objął, choć byłam pewna, że nie sprawia mu to przyjemności. Położyłam głowę na jego ramieniu, tańcząc w rytm muzyki.
- Dev... Ty się upiłaś? - wyszeptał, patrząc mi głęboko w oczy. - Czuję... mocny odór alkoholu...
- Nawet jeśli, to co z tego? Czy to się liczy? - paplałam pod wpływem napojów.
- Tak i to jak! Szybko jedź do domu... A nie, poczekaj, nie jedź. Zawiozę cię, chodź!
 Zaczął mnie ciągnąć za rękę w stronę wyjścia z baru. Ja się uparłam i nie chciałam wyjść. Stanęłam w miejscu, nie pozwalając mu mną kierować. Nie mógł sprawić, bym była laleczką, którą porusza się za sznurki. Tylko że on też się nie poddawał. Ciągle ciągnął mnie w stronę wybraną przez niego. W końcu jak głupi znaleźliśmy się koło siebie. On mnie przyciągał, podobnie jak i ja jego. Byliśmy raptem kilka centymetrów od siebie. Czułam jego perfumy zmieszane z miętową gumą do żucia. Uśmiechnęłam się, choć tak naprawdę nie chciałam. Nachyliłam się odruchowo do pocałunku. Miałam już musnąć jego malinowe usta, ale Alex położył palec na moich rozgrzanych wargach. Spojrzałam na niego, mrużąc oczy.
- Będziesz tego potem żałować... – wyszeptał.
- Nie bądź tego taki pewien, Alex.
- Posłuchaj mnie, Bendson. Tutaj wcale nie jest miło czy uroczo. Ten bar kryje mnóstwo tajemnic, których wolisz nie poznać. Ja już jestem w to wszystko wplątany i dałbym wiele, by to się skończyło. To co teraz przeżywam to piekło. Stoję jedną nogą u progu śmierci, Dev. Uwierz, że nie chcesz podzielić mojego losu...
 Wybuchłam śmiechem na całą salę. To był naprawdę niekontrolowany śmiech pod wpływem alkoholu. Piekło, śmierć na dużo sobie pozwalał. A ja na pewno się na to nie nabiorę. Nie będę łatwa do zdobycia. Pokręciłam głową, uśmiechając się do niego łobuzersko.
- Sądzisz, że te bajeczki mnie przekonają do tego, co mówisz? Według mnie chcesz mnie porwać. Ten bar jest przyjazny. Patrz, nie ma tu żadnej podejrzanej osoby. A zwłaszcza już seryjnego mordercy – wyszeptałam mu do ucha
- A wierz sobie, w co chcesz, ale i tak musisz stąd natychmiast pójść, bo źle się to skończy dla nas obojga... Zaufaj mi, Devonne.
  „Zaufaj mi, Devonne” Czy można zaufać chłopakowi, którego zna się zaledwie dzień i wydaje się dziwny? Ja bym nie ufała, ale sumienie mówiło, by dać mu szansę. Ale tylko jedną jedyną. Nie ma życia bez ryzyka. Rozejrzałam się dookoła, prawie upadając na podłogę. Nie mogłam znaleźć przyjaciółek. Gdzieś je wcięło. Spojrzałam na chłopaka, biorąc drinka od kelnera. Napiłam się łyka, ale potem napój został mi wyrwany z rąk. Jęknęłam ze złości.
- Co robisz!? – warknęłam.
- Ratuję cię przed kacem.
 Nasze spojrzenia się spotkały. Znów nie mogłam siebie zrozumieć. Chciałam go pocałować i jednocześnie spoliczkować. Nie mogłam znaleźć w sobie prawdziwej siebie. Alkohol zawładnął moim ciałem oraz prawie umysłem. Podeszłam do Aleksa, bez skutku wyrywając mu drinka. Nie udawało mi się, ponieważ przewyższał mnie wzrostem. W pewnym momencie zgasło światło. Nic nie widziałam. Nie wiedziałam także, co się działo. Błądziłam na ślepo jeszcze w dodatku pijana. Czyjaś śilna ręka pociągnęła mnie za sobą. Próbowałam się wyrwać, ale moja siła nie mogła równać się jego. Szliśmy tak przez kilka minut, kiedy w końcu znaleźliśmy się przed „None”. Spojrzałam na Aleksa. Skapitulowałam. Nie miałam pojęcia, czego on ode mnie chciał, ale to mnie już przerastało.
- Mówiłem, że nie jesteś tam bezpieczna. Na szczęście przewidziałem to wszystko. Chodź, zabieram cię do domu – powiedział, patrząc mi głęboko w oczy.
- Nie! Sama znajdę jakiś transport. Choćby autostop!
 Ruszyłam w przeciwnym kierunku, idąc na przystanek autobusowy. Musiałam znaleźć jakiś środek komunikacji, żeby wrócić do domu. Nie śniło mi się, żeby wracać z Marganem. Potknęłam się o coś, upadając na ziemię. Syknęłam z bólu. Od razu się przy mnie znalazł. Pomógł mi wstać. Na jego twarzy widniał uśmiech, którego nie rozumiałam.
- Nieźle jest potknąć się o własne nogi i do tego iść slalomem, prawie wpadając na słup...
  Walnęłam go pięścią w brzuch, myśląc, że to było ramię. Wziął mnie za tę rękę, przyciągając do siebie. Był stanowczo za blisko mnie. Nie podobało mi się to.
- Widzisz się? Ledwo trzymasz się na nogach! Zawiozę cię do domu i nie potrzebna mi jest twoja zgoda.
- Nawet się nie waż!
 Kiedy wypowiedziałam te słowa, nie zdałam sobie sprawy, że zaraz zemdleję w jego ramionach. Moje ciało opadło na ziemię. Obraz mi się urwał akurat w takim momencie. Jedyne, co widziałam, to ciemność. Było tak cicho, że mogłabym przysiąc, iż jestem w piekle. Moje oczy się zamknęły, oddechy stawały się płynniejsze.
 Pisk opon. To on mnie wybudził. Usłyszałam paraliżujący hałas, który wykonał samochód, którym się poruszałam. Rozejrzałam się, trzymając za bolącą głowę. Ujrzałam Alexa, kierującego pojazdem oraz widoki z lasu. Kręciło mi się w głowie i nie czułam się za dobrze.
- Co to było? – zapytałam z chrypką.
- Chyba sarna... Wskoczyła mi pod koła. Nie wiem, co to było. Wyglądało na nieduże i miało sierść...
 Odwrócił się do mnie, patrząc głęboko w oczy. Czułam się koszmarnie i nadal nie wytrzeźwiałam do końca, ale przecież ile minęło. Kilka minut, może godzina? Posłał do mnie uśmiech.
- Jak się czujesz? – spytał, prowadząc auto.
- Koszmarnie, ale co ja wyprawiałam? Nic nie pamiętam. Wiem tylko, że dałeś mi drinka przez kelnerkę.. Ty dupku! Upiłeś mnie!
- Sama to zrobiłaś! Ja ci nie kazałem pić! Nawet wyrwałem ci z rąk whisky! – bronił się.
- I tak ci nie uwierzę! Już nie chce wiedzieć, co robiłam...
- Tylko się całowaliśmy przez kilka godzin. Było nam bardzo dobrze... – oznajmił.


- CO?! Ja bym się nigdy z tobą nie pocałowała! Powiedz, że kłamiesz!
- Dobrze. Kłamię. Tylko raz rzuciłaś mi się na szyję, chcąc mnie pocałować, ale ja cię odrzuciłem. Wiedziałem, że tego nie chcesz.
 Zabolało. Nie byłam do końca trzeźwa, ale nadal w pełni świadoma tego, że się w nim zakochałam. On na szczęście się nie domyślał tego, że mi się podoba. Westchnęłam, udając, że się cieszę. Nawet żałowałam tego, że nie dał mi się pocałować. Zaczęło mnie mdlić. Poczułam się strasznie niedobrze. Zbierało mi się na wymioty.
- Natychmiast się zatrzymaj! – wykrzyczałam.
 Chłopak tylko na mnie spojrzał, parkując samochód w lesie na poboczu. Chyba wiedział, dlaczego kazałam mu się zatrzymać. Położyłam rękę na bolącym mnie brzuchu. Szybko wyszłam z samochodu, biegnąc trochę dalej, by pozbyć się z siebie toksyn. Nienaumyślnie zapuściłam się w głąb lasu. Strawiłam wszystko. Poczułam się od razu lepiej. Dobiegły mnie szmery. Odwróciłam się z nadzieją, że to Alex próbuje mnie nastraszyć. Ale nie zobaczyłam nikogo ani niczego. Słyszałam, że ktoś się do mnie zbliża. Nic nie widziałam, co zaczęło mnie przerażać. W lesie rozległo się wycie zwierząt. Zdałam sobie sprawę, że to jednak nie one, kiedy ujrzałam przed sobą szarego wilka. W ciemności dostrzegałam jedynie jego zielone oczy i futro. Zbliżał się do mnie, a ja cofałam się w tył. Nie przepadałam za zwierzętami z lasu. Mogły mieć wściekliznę. Potknęłam się o wystającą gałąź, upadając na ziemię.
- Alex! Proszę, pomocy! – Przerażona wołałam chłopaka.
  Chciałam wstać, ale sparaliżował mnie widok tego, co znajdowało się koło mnie. Niecały metr ode mnie, na białym płaszczu śniegu, leżała dziewczyna na oko w moim wieku. Wokół niej widniało wiele czerwonych plam. Zapewne od jej krwi. Zapiszczałam, widząc otwartą ranę na brzuchu. Jakby ktoś chciał ją rozpruć, ale tak pozostawił. To tak mnie obrzydziło, że zbierało mi się na kolejny odruch wymiotny. Była martwa. Jej blond włosy zlewały się ze śniegiem, a najgorsze było to, że czułam zapach zgniłego ciała. Mogła też prawdopodobnie umrzeć z zimna. Wstałam z ziemi, okrywając się bardziej płaszczem. Ktoś mnie złapał od tyłu. Spojrzałam na niebieskie oczy w tym samym odcieniu co moje. Ucieszyłam się, że nie jestem sama.
- Tu jesteś, Dev! Wszędzie cię szukałem!
- Alex... ta dziewczyna nie żyje? – wyszeptałam, pokazując palcem na nieruchome ciało nastolatki.
- Tak. Jezu, wybacz, że musisz to oglądać! Nie sądziłem, że tak daleko zajdziesz w takim stanie...
  Spojrzałam na niego, a potem na dziewczynę. Moją uwagę przykuł znak na jej szyi. Małe wytatuowane słońce stworzone tylko z czarnych kresek dookoła okręgu. Skądś znałam taki motyw, ale nie miałam pojęcia skąd. Chłopak odciągnął mnie od tego miejsca.
- Chodźmy już. Rodzice pewnie się martwią....
- Rodzice? Nie obchodzi mnie ich zdanie. Nawet jakbym umarła, to by się nie przejęli. Tacy oni są. Nie chcę ich znać!
 Pogładził mnie po włosach, prowadząc za ramię w kierunku auta. Tym razem mnie nie rozumiał, ale wiedziałam, że się starał. Spojrzałam jeszcze raz na tę dziewczynę, wyrywając mu się i stając dalej od niego. Nie ujrzałam niczego. Jedyne, co pozostało to, ślady krwi na śniegu. Zaniemówiłam. Przecież kilka sekund temu ona tam leżała. Nieżywa. Albo ja zgłupiałam, albo coś się działo w Vancouver.
- Devonne, chodź! – zawołał mnie.
 Rzuciłam mu gniewne spojrzenie. Ostatnie, co zobaczyłam, to te magnetyzujące zielone oczy. Oczy wilka, którego spotkałam już drugi raz. Wiedziałam, że nie bez powodu. Miałam kolejną tajemnicę do rozwiązania. Nie będzie łatwo, ale nie ma życia bez ryzyka.


I oto jest drugi rozdział! Kocham was za tyle komentarzy, ale proszę anonimów do komentowania tylko raz, bo i tak dogoni się szybko do 20 komentarzy. Jesteście niesamowici. Dajecie mi ogromną siłę i motywację do kolejnych rozdziałów. Ten to był spontan, ale mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. To do kolejnego ♥
Ostatnio nie czytacie, co mnie smuci: blog o narkotykach, bójkach i z JB -> Belive in myself