19 stycznia 2014

9.


Halucynacje

   Wszystko się zmieniło. Już nie mogłam żyć tak jak dotychczas. Wystarczyło jedno zdarzenie, a całe moje plany dotyczące przyszłości runęły w gruzach. Czas mógł być przyjacielem jak i wrogiem. Nie doceniałam go nigdy, więc nic dziwnego, że miałam go zdecydowanie za mało. Nie zdążyłam zrobić tego wszystkiego, co było celem mojego życia. Skończył mi się czas, a teraz mogłam tylko czekać na śmierć, która była coraz bliżej.
   Ułyłam się w wygodnej pozycji na łóżku zamyślając się nad wszystkim. Nie było dla mnie sprawiedliwości. Urodziłam się i wychowano mnie dobrze, potem jednak odsunięto i zapomniano. Nie miałam więc kogo naśladować i na kim się wzorować. Popełniałam tak dużo błędów, ponieważ nikt nie nauczył mnie, czego unikać. Jedyną osobą, która przyczyniła się do mojego dorastania, okazał się mój brat. Sprawił, że samookaleczenie nie było jedynym wyjściem z problemu, a także pokazał mi, jak zachowują się dojrzali ludzie. Urosłam duchowo tylko dzięki niemu. Opuściłam złe nawyki, ale nigdy nie zmieniłam się. Zawsze, kiedy próbowałam, nic nie szło tak, jak powinno. Nie było szans, bym się zmieniła. Tak zostało. Byłam tak samo uparta i wybuchowa. Na całe szczęście udało mi się mimo wszystko wygrać z nałogiem. Okazało się, że blizny niczym tatuaże okażą się czymś, z czego kiedyś w dorosłym życiu człowiek będzie musiał się tłumaczyć. Nie miałam zamiaru wymyślać historii, jak doszło do powstania białych pamiątek na nadgarstkach czy udach. To i tak kiedyś straci sens. Nikt w to nie uwierzy.
   Po moim policzku spłynęła samotna łza. Chciałam mieć męża i dzieci, odnaleźć Iana, ale nie mogłam już tego dokonać. Byłam przekonana, że nie ma szans na to, bym wstała z łóżka. Coś mnie wyżerało od środka. Chciało, bym spłaciła dług za to, że kiedyś udało mi się wygrać z uzależnieniem. Otarłam delikatnie łzę z twarzy, otulając się kocem. Było mi strasznie zimno. Nie wiedziałam czy to była zasługa gorączki, czy może po prostu pogody. Wciągnęłam nosem silny zapach kwiatów z niebieskiego materiału, którym się okrywałam. Był kojący. Pozwalał mi przenieść się do łąki pełnej roślin o tym zapachu. Mogłam w nim swobodnie biegać i cieszyć się życiem. Nie martwiłam się o szkołę, Internat czy chorobę. Byłam wolna i mogłam robić wszystko, czego zapragnęłam. W rzeczywistości o takich rzeczach można tylko pomarzyć. Odetchnęłam.
- Nie, nie wiem nadal, co to może być. Mam nadzieję, że wkrótce się dowiem...
   Wsłuchałam się w rozmowę Aleksa. Zastanawiałam się, dlaczego nie wyszedł po prostu z pokoju. Mógł pogadać przecież spokojnie w jakimś innym pomieszczeniu. Przewróciłam się na drugi bok, by na niego spojrzeć, uważając na ranę na szyi. Okazało się, że wcale nie znajdował się w tym samym pokoju co ja. To było zaskakujące, bo słyszałam go tak dobrze, jakby stał koło mnie. Otarłam pot z czoła, który wstąpił na nim przez gorączkę. Na chwilę poczułam się zdrowsza. Ciało przestało mnie szarpać, a rana szczypać. Usiadłam zaskoczona tym, że miałam na to tyle siły. Przeczesałam dłonią loki, które kleiły mi się do ciała. Byłam rozgrzana, ale pełna energii. To było niemożliwe. Przecież kilka godzin temu ręce mi się trzęsły i nawet nie mogłam usiąść. Teraz byłam w stanie nawet wstać. Tak zrobiłam. Z ciekawości wyszłam z pokoju poszukać Aleksa, by dowiedzieć się czy nie przesłyszałam się, jak rozmawiał przez telefon.
   Udałam się przed siebie, mijając po drodze różne pokoje. Ten dom był naprawdę duży. Mogłam w nim się zgubić, chcąc pójść tylko do toalety. Jeśli należał do Aleksa, to byłam pod wrażeniem. W Vancouver takie domy kosztowały najwięcej. Choć nie dziwiło mnie to, ponieważ chłopak był gwiazdą Hollywood. Mógł mieć wszystko, czego zapragnął i to zawsze dostawał. Tak mu przeznaczono los. Odwróciłam się za siebie, kiedy usłyszałam ciężkie kroki. Przeraziłam się, bo wydawało mi się, że Alex chodzi o wiele lżej. Mogłam się mylić. Poczułam zapach mieszanki imbiru z gumą miętową. Od razu wiedziałam, że zbliża się do mnie mój wyznaczony opiekun. Pewnie zdziwiłby go fakt, że wstałam z łóżka, mimo takiego problemu zdrowotnego, który minął z dnia na dzień.
- Devonne... - odrzekł ze swoim bardzo amerykańskim akcentem.
   Wsłuchałam się bardzo dobrze w barwę i brzmienie jego głosu. Był bardzo potężny. Za to, kiedy wypowiadał moje imię, zawsze był o ton delikatniejszy, tak że przyprawiało mnie to o dreszcze.
- Słucham?
- Czy ty...? Jak to...? - wydukał zaskoczony tym, co widzi.
- Nie owijajmy tego wszystkiego w bawełnę. Rana mnie zabijała, ale stał się cud i mogę nawet wstać z łóżka. Sama się zaskoczyłam, wiem, że to jest niemożliwe, ale może to było tylko chwilowe? Rana mogła się jakimś sposobem zagoić, a ja na tym skorzystałam. Nie wiem już nic Alex, ale skoro fakt, że rana się nie goiła, jest nierealistyczny, to dlaczego to nie może być prawdą?
- Jesteś pewna co do tej rany...? Bo masz bandaż cały we krwi. Daj, spojrzę na niego na moment, dobrze? - zapytał z wahaniem.
- Jasne, przecież to już twoja codzienność Alex - odgryzłam mu się.
   Podszedł do mnie bliżej, ogarniając zwilżone włosy. Jego ręce muskały delikatnie mój kark, co przyprawiało mnie o dreszcze. Czułam bardzo dobrze jego każdy dotyk. Westchnęłam, kiedy odkleił plaster, który podtrzymywał bandaż i pewnie jeszcze inne materiały, o których nic mi nie było wiadomo. Poczułam uderzający odór krwi. Zrobiło mi się niedobrze. Miałam odruchy wymiotne. Nie przywykłam jeszcze do takiego okropnego zapachu. Chłopak delikatnie przykleił i poprawił wszystko tak, jak powinno być. Wytarł ręce o dżinsy, spoglądając na mnie.
- Nie wiem, jak to możliwe, ale już nie ma śladu po ranie. Krew przesiąkła wszystkie bandaże, więc proponuję ci kąpiel. Nie będzie gorąca, bo to może źle na to wszystko wpłynąć, ale polepszy ci się humor. Możesz już chodzić, więc radzę zrobić pierwszy krok. Zalać ci wannę? - zapytał, unosząc brew.
- Poproszę, ale nie musisz być tak chorobliwie i przesadnie miły. To zaczyna mnie trochę przerażać. A mam jeszcze jedno pytanie. Właściwie po to tu przyszłam... Rozmawiałeś może z pewnym mężczyzną dziś przez telefon? To było kilka minut temu. Rozmawiałeś? - powiedziałam, uśmiechając się delikatnie.
- Zadzwonił dziś do mnie leśniczy, było to kilka minut temu. Rozmawiałem z nim o wypadkach i ofiarach w ciągu ostatnich lat. Byłem wtedy na ganku... Zaraz. Skąd wiesz o tej rozmowie, skoro byłem na drugim końcu mojego domu?
  Skinęłam tylko głową. Nie chciałam mu nic tłumaczyć, póki sama się nie dowiem. Popatrzyłam mu w oczy. Jednak ten dom należał do niego. Ciężko było uwierzyć w to, że taki chłopak miał cały, wielki dom dla siebie. Mogły się w nim pomieścić dwie ogromne rodziny, które mieszkały w malutkich domkach. On miał cały tylko dla siebie. To był niesprawiedliwe w stosunku do innych.
- Nie wiem czy bym chwaliła się takim domem na twoim miejscu. Inni nie mają gdzie mieszkać, a ty sam, samiusieńki jak palec, tu przebywasz. I mógłbyś mnie wreszcie zaprowadzić do tej słynnej wanny, w której miałam się wykąpać...
   Poszedł gdzieś do przodu, więc udałam się za nim posłusznie. Mijałam jeszcze bardzo rozmaite zakątki tej budowli. Nie sądziłam, że znajdę w niej jakieś starożytne lub zabytkowe okazy. Na przykład w przedpokoju ujrzałam cudowny żyrandol z czasów życia mojej babci Avy. Miała w domu bardzo podobny, tylko że mniej kunsztowny niż ten. Udało mi się też zajrzeć do prywatnej biblioteki, z której właśnie wziął tę książkę, którą czytał przy mnie. Ciekawiło mnie to czy znalazłabym tam też książkę, którą podarował mi Ian. Może miał on tylko wybrane książki, a może wszystkie związane z Europą? Miałam go już o to spytać, ale wyrwał mnie z tego widok łazienki. Była klasycznie urządzona. Wanna w białym pomieszczeniu miała złoty kran, a ozdobne wzory na niej były pozłacane. Na suficie można był ujrzeć sceny z Biblii. Poczułam się jak w Rzymie opisywanym przez autora moje ulubionej książki. Gdyby nie wanna i inne umeblowanie, pomieszczenie wydawałoby się nadzwyczajne. Kosztowało to pewnie fortunę, ale dla kogoś takiego jak Alex było to przecież nic.
- To jest moje ulubione pomieszczenie, przypomina mi Włochy. To niesamowite miejsce, w którym nagrywałem kiedyś sceny do filmu. Chciałbym odwiedzić ten kraj jeszcze nie raz. Podoba ci się tu? - zapytał chłopak.
   Nie odpowiedziałam mu, tylko pobiegłam do ręczników z włoskimi malowidłami. Wszystko było tu z tego kraju, więc półka na makaron i pizzę by mnie nie zdziwiła. Alex, wychodząc, zamknął za sobą drzwi. Wiedział, że potrzebuję chwili na nacieszenie się tym wszystkim. Tak było. Zwiedziłam całe wnętrze, zaglądając do każdej szafy.
   Wzięłam do rąk szlafrok i ręcznik, kładąc je na komodzie. Zaczęłam zsuwać z siebie ubrania. Kiedy byłam już naga, weszłam delikatnie do wanny, która wydawała się bardzo wrażliwa na dotyk. Zaczęłam dopiero teraz napuszczać wodę, która szybko ciekła z kranu. Alex miał to zrobić, ale udało mu się wymigać od tego. Schyliłam się, wkładając głowę między nogi. Mogłam swobodnie oderwać bandaże z szyi. Wyrzuciłam za wannę te ohydne, białe opatrunki. Zatkałam kran, osuwając się do wody. Zanurzyłam się całkowicie w kąpieli. Poczułam się lepiej dzięki średnio ciepłej cieczy. Obmyłam ranę, zeskrobując z niej skrzepniętą krew. Pozbyłam się wszystkich wspomnień z ostatnich trudnych chwil. Umyłam dokładnie całe moje ciało, a także włosy. Nie zaskoczyło mnie to, że Alex miał u siebie kobiece kosmetyki. Mógł zapraszać dziewczyny, kiedy tylko miał ochotę. Nie chciałam w to wnikać. Siedziałam tam dość długo, żeby opuszki moich palców były pomarszczone. Doszłam do wniosku, że czas już wyjść z wanny. Miałam już stanąć stopą na zimnych kafelkach, ale coś  powstrzymało mnie przed tym. Ujrzałam przed sobą swoją matkę. Mię Bendsone. Miała na sobie jak zawsze elegancki strój, który był teraz na czasie. Skórzana spódnica wyglądała na tak za małą, że ciężko było na to patrzeć. Za to bluzka była luźniejsza, w odcieniu perły. Wyglądała olśniewająco, ale ten styl  zbytnio nie pasował do kobiety po czterdziestu latach życia.
   Spojrzałam na nią z obojętnością, ale i zaskoczeniem. Ona była najwidoczniej uradowania moim widokiem, gdyż uśmiech nie schodził z jej twarzy. Chciałam się na nią rzucić, wyszłam z wanny, otulając się szlafrokiem, a na głowę założyłam ręcznik. Podeszła do mnie, trzymając w ręce nóż. Wiedziałam, że wreszcie zdoła zrobić to, o czym marzyła. Pozbycie się niechcianej córki. Urodziłam się, ale tak naprawdę nie miało do tego dość. Byłam wypadkiem rodzinnej miłości. Nie spodziewano się, że Mia zajdzie w ciążę po raz drugi. Nie przejmowano się mną nigdy, ponieważ mało mnie nie być. Różnicy nie było: nie mieć córki lub nie obchodzić się życiem jakiejś dziewczynki. To bardzo bolało. Zawsze czułam się opuszczona, lecz nie spodziewałam się tego, że matka przyjdzie do mnie z nożem i szyderczym uśmiechem na twarzy. Cofnęłam się.
- Witaj córciu... A raczej dziewczynko o imieniu Devonne. Nie wiem czy wiedziałaś, że nie byłaś w naszych planach. Mieliśmy mieć tylko synka, twojego brata, Iana. Przez przypadek przyczyniliśmy się do twojego powstania. Przepraszam w imieniu nas wszystkich za to, że żyjesz. Wolałabyś pewnie nie chodzić po tym świecie, prawda? Możemy to szybko zakończyć. Będę szczęśliwa, bo wreszcie się ciebie pozbędę, a ty będziesz miała wszystko z głowy. Czy tego właśnie nie pragniesz?
   Zamilkłam. Nie chciałam wierzyć w te słowa. Była to prawda. Nigdy nie czułam się kochana, bo miałam do tego powody. Zawsze dawano mi do zrozumienia, że mnie nie chciano. Wszystko na to wpływało. Mia i ja od zawsze się nienawidziłyśmy. Mogłybyśmy nawzajem zrobić sobie krzywdę. Nie wszystko było prawdą. Nie chciałam się zabić bądź zostać zabita. Oczekiwałam odkupienia. Musiałam znieść to, co na mnie czekało. Wszystkie trudności i nieszczęścia spotykają nas celowo. Gdybym się nie okaleczała, to nigdy bym nie poznała dobrej strony świata. Nie dowiedziałabym się, jakiej wartości jest ludzkie życie. Nigdy bym nie mogła się podnieść po upadku.
- Obiecuję, że to nawet nie zaboli - wyszeptała mi do ucha, stojąc już obok.
   Pokręciłam głową, czując na ciele ostrze. Lekko wbito je koło serca. Nie chciałam okazywać słabości, więc nie szlochałam. Trzęsłam się nie do opanowania. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że umrę z rąk matki.
- Proszę... Pomyśl rozważnie Mia. Chciałabyś zabić kogoś, kogo nosiłaś pod sercem dziewięć miesięcy? Mogłaś przecież usunąć ciążę i oszczędzić tych wszystkich cierpień. Wiem w sercu, że nie chcesz mnie zabić... Proszę przemyśl to.
   Zaśmiała się. Naprawdę był to szyderczy śmiech. Pokręciła głową rozbawiona. Nic na nią nie wpływało. Odsunęła nóż ode mnie, gładząc mnie po twarzy. Otarła łzę, która spłynęła po moim policzku. Zlizała ją z palca. Uśmiechnęła się szerzej.
- To tak smakuje smakuje strach – odrzekła. - Nie wiesz, jaki mam z tego ubaw. Sama nie potrafię zrozumieć, czemu cię nie zabiłam wcześniej. Może to miało stać się dopiero dziś?
   Zamachnęła się, wbijając w moje serce nóż. Krzyczałam, ile miałam sił w płucach. Ból był nie do zniesienia. Osunęłam się na podłoże. Umierałam zalana łzami. Nóż opadł na ziemię, a matka uciekła. Wyłam z bólu. Czułam znowu odór krwi. Nie chciałam śmierci. Bałam się jej jak niczego innego. Otworzyłam oczy, widząc pochylającego się nade mną Alexa. Dotknęłam go, zwijając się w kłębek z bólu. Odetchnęłam ostatni raz. To był mój ostatni wdech.
- Dev, uspokój się! Nic się nie dzieje! Czemu leżysz na ziemi? Devonne!? - Słyszałam tylko jego bezsensowne zdania. Nie liczył się z tym, że umieram.
   Poklepał mnie po policzkach. Spojrzałam mu w oczy. Nie umarłam. Zrozumiałam, że jestem niesiona w jego ramionach. Dotknęłam piersi, gdzie zostałam ugodzona. Nie było ani śladu żadnej rany. Przeraziłam się. Przecież matka próbowała mnie zabić. Dlaczego nie miałam na to żadnych dowodów?
   Alex położył mnie na łóżku w tym samym pokoju, w którym leżałam od kilku dni. Zatrzymałam go, ciągnąc za rękę. Zbliżył się do mnie, obserwując uważnie. Nie wiedział, co się stało, nawet ja nie wiedziałam.
- Była tu moja matka. Zraniła mnie nożem. Umierałam. Możesz mi nie wierzyć, ale wiem, co mówię. Wszędzie była krew. Wiedziałam, że ona mnie nie kocha, ale nie sądziłam, że jest do tego zdolna... do zabicia mnie. Boję się.
- Próbuję ci uwierzyć, ale łazienka jest w tym samym stanie co zawsze. Po za tym twoja matka nie mogłaby nas tu znaleźć. Jesteśmy na obrzeżach Vancouver. Mało osób się tu zapuszcza. Pewnie sądzi, że jesteś teraz w szkole. Dokładnie to na biologii. Fakt faktem, nie ma cię tam. Pewnie cię szukają, bo nie wróciłaś wczoraj w ogóle do domu... Telefon co chwilę dzwoni i dostajesz nagrania głosowe...
  Pokręciłam głową. Nie miał racji.
- To nie moi rodzice. To Anabell Swifte i Samanta Houston, moje przyjaciółki - powiedziałam z lekkim uśmiechem, nadal byłam roztrzęsiona.



Od autorki: Pisałam to przy piosence "Adore" M. Cyrus. Zaskoczenie jak dla mnie. Mam nadzieję, że opłacało się wam czekanie. Mi się fajnie pisało. Długi jest, ale mi się wszystko podoba. Dziękuję korektorce za korektę! Muszę zacząć uczyć się na swoich błędach. Już zaplanowałam rozdziały i znam całą fabułę książki. Poczekacie na nią, prawda?


Zapraszam na drugi zwiastun mojej roboty na tego bloga