Gorączka
Wystawiono mnie na kolejne próby. Znowu coś stanęło mi na drodze, czekając na mój upadek. Byłam bezsilna, owszem wiedziałam o tym. Lecz granice tej wady musiały istnieć. Moje wspomnienia z dzieciństwa związane z rodzicami oraz problemy z psychiką wpłynęły na to, kim się stałam. Nie mogłam temu w żaden sposób zapobiec, ponieważ rodziny się nie wybiera. Trzeba korzystać z każdej chwili i dobrej, i tej złej, bo zanim się obejrzy już wszystko odejdzie. Moja sytuacja bardzo dobrze to ukazywała, a silna wola pomogła mi nie oszpecać swojego ciała znakami z przeszłości. Blizny niczego by nie dały za kilka lat. Nie pamiętałabym nawet, jakim cudem się pojawiły. Sensu to nie miało, ale ja wygrałam z moim uzależnieniem. Rodzina nigdy się jednak nie zmieni, a wraz z nią problemy. Zniżyli się aż do tego stopnia, że postanowili wysłać mnie do internatu. To była ich jedyna myśl dotycząca pozbycia się szesnastoletniej dziewczynki z domu. Pochłonięci pracą i tak mieli dość swojej rodzonej córki. To była ich decyzja, nie mogłam w nią ingerować.
Ciemność. Już drugi raz tego dnia miałam z nią do czynienia. Teraz tylko ona mi towarzyszyła. Mijały dni, kiedy czekałam na pobudkę. Chciałam żeby to tylko tak się dłużyło. Nadzieja o otworzeniu oczu i spojrzeniu na świat była dla mnie niczym marzenie. Pragnienie, w którego spełnienie wierzyłam. Nadzieja rani, ale czasem warto pomarzyć, by się uśmiechać. Nigdy nie można żałować tego, dzięki czemu się czujemy się szczęśliwi. Byłam już tak pesymistyczna, że liczyła się dla mnie tylko wiara, która nigdy nie umiera.
Przewróciłam się na prawy bok, spoglądając na białą ścianę. Westchnęłam, zagłębiając się w pęknięcia w niej i na suficie. Przymknęłam powieki, ale po chwili je otworzyłam, zdając sobie sprawę, że wróciłam. Powróciłam do żywych. Byłam w jakimś pomieszczeniu z jasnym wnętrzem. Usiadłam, czując pod sobą miękki materac. Znajdowałam się na łóżku w czyimś pokoju. Rozejrzałam się, obserwując ciemnobrązowe meble. Nie miałam pojęcia, gdzie byłam. To pewne. Nic nie wskazywało na to, że wiążą mnie z tym miejscem jakieś wspomnienia Pomieszczenie było mi zupełnie nieznane, choć i to mnie właśnie najbardziej nękało. Jak się tu w takim razie znalazłam? Ktoś mnie tu przyprowadził? Jakby na znak w drzwiach stanął Alex. Wszystko nabrało jasności. Noc, kiedy zaatakował mnie wilk oraz dwa razy stracona przytomność. Teraz już nic mnie nie mogło zaskoczyć, a może jednak...
- Witaj, śpiąca królewno. Łóżko wygodne czy ziarenko pod materacem przeszkadzało? - powiedział zabawnie zniżonym głosem.
- To nie bajka o „Królewnie na ziarnku grochu”... Chyba że brały w niej udział wilki i jeden błazen. - Posłałam mu niewinny uśmiech.
Spojrzał na mnie z słabym uśmiechem na twarzy, kręcąc głową. Podał mi kubek, z którego wydobywała się ogromna para. Poczułam zapach kawy kremowej, mojej ulubionej. Popatrzyłam na niego, unosząc brew.
- Na żart...
- Skąd wie...
Obydwoje zaczęliśmy w tym samym czasie swoje zdania bądź riposty. Porozumiewanie wzrokiem szło nam bardzo dobrze. Oboje wybuchliśmy śmiechem, nie zważając na nic. To był pierwszy taki moment, gdy szczerze oboje mieliśmy ubaw. Zerknęłam na niego. Po chwili podmuchałam w gorący napój, pijąc powoli. Uśmiechnęłam się do chłopaka, ogrzewając ręce o rozgrzaną porcelanę.
- Co chciałeś powiedzieć? - dopytałam się.
- Nie nic, już nieważne. A ty co miałaś mi tak ważnego do powiedzenia.
- Nic ważnego, kłamco.
- Kłamco? - Zmrużył oczy.
- Coś nie pasuje? - spytałam bez wahania.
Pokręcił głową, kładąc na łóżku ręcznik oraz dodatkowy koc. Spojrzał na mnie badawczo z troską w oczach. Zapomniałam o najważniejszym. O tej ranie na szyi. Dotknęłam swojej zranionej skóry, czując kilkuwarstwowy opatrunek. Lekkie dotknięcie piekielnie zabolało. To nie zapowiadało się dobrze, a Alex na pewno o tym doskonale wiedział. Przecież nie zostawił mnie samej w lesie.
- Boli? - Przerwał mi myślenie nad swoim życiem. - Eeee czy ta rana cię boli Devonne?
Spojrzałam na niego, nie okazując uczuć. Sama w sobie rana w ogóle dla mnie nie istniała, jednak kiedy lekko ją dotknęłam, ból okazywał się nie do opisania. Nie wiedziałam czy kłamstwo byłoby dobrym wyjściem, więc wszystko przemilczałam. Może to był mój wielki błąd, ale to od nas zależy nasze życie i to jak się potoczy.
- Och, ty uparciuchu! - wycedził.
Usiadł przy mnie na łóżku, dotykając mojego ramienia. Poczułam się dziwnie. Kolejny raz był za blisko mnie, a moje fantazję natężały się. Chciał zmienić opatrunek, ale coś go zatrzymało, ponieważ odsunął się ode mnie. Nie czułam jego zimnych palców na rozegranym ciele. Były jak kostki lodu, które przykłada się do ciała, gdy trzeba zmniejszyć ból. Nie czułam jego oddechu na karku. Odwróciłam głowę, patrząc na niego.
- Coś nie tak? - spytałam szeptem.
- Nie... nie... Jest dobrze. Mogę założyć ci nowy opatrunek?
Skinęłam głową, odgarniając włosy z szyi. Pozwoliłam mu to zrobić, bo takie rzeczy wolałam mieć już za sobą. W nieoczekiwanym momencie odkleił taśmę z ciała, wraz z nią opatrunki z waty i czegoś jeszcze. Westchnął, co dla mnie nie było to dobrą oznaką. Wstał, idąc do kuchni po apteczkę. Zostałam chwilę sama, więc podeszłam do lustra, aby spojrzeć na ranę. Była cała szkarłatna, lecz najgorsze okazało się to, że krew nie przestała z niej cieknąć. Nie wiedziałam co to ma znaczyć, ale też wyglądałam katastroficzne. Jakbym miała zaraz umrzeć. Rozpalone policzki i do tego ta rana. Coś zaskrzypiało. Odwróciłam się, zerkając kątem oka na mojego towarzysza.
- Alex, co się ze mną dzieje?
- Dev...
- Kurczę, mógłbyś być choć raz szczery? Wiesz, co ze mną nie tak czy nie?
- To nie takie łatwe... Zrozum.
- Tak czy nie? - przyciskałam go.
- Nie.
- Nie? Nie?! Nie wiesz, co mi dolega...?
- Nie. Nie wiem, ale robię wszystko, by się dowiedzieć. Potrzebuję czasu.
Potrzebuje czasu. Już do wielu rzeczy skoro jeszcze go nie znalazł, aby wyjaśnić mi wszystko. Pokręciłam głową, wkurzona i oburzona jego zachowaniem. Zrozumiałe było to, że chciał pomóc i nie wiedział, co jest nie tak. Ale to był Alex Margan. Musiał coś wiedzieć, a kłamstwa miał we krwi. Mój stan się pogarszał. Czułam i widziałam, że coś mnie od środka wymęcza. Jak on nie wiedział, co to było, to tym bardziej ja.
- Wiem, że musisz mnie chronić i tak dalej... Ale mógłbyś się pośpieszyć?!
- Jasne, ale znalezienie odpowiedzi nie będzie łatwe. To nie jest coś dla ludzkich potrzeb. To jest coś nienaturalnego, nadprzyrodzonego. To jak szukać igły w stogu siana.
Spojrzałam na niego, zamykając się w środku. Nie mogłam już z nim dyskutować. Czułam, że to dopiero się rozkręca. Nic mi nie dolegało, ale inaczej to wyglądało. Bycie tutaj mi się nie podobało podobnie jak mój stan zdrowia. Skinęłam głową, kładąc się do łóżka. Przykryłam się kocem, czując jego ciepło i zapach proszku do prania. Zrobiło mi się zimnej. Alex zbliżył się do mnie i dotknął czoła. Kiedy to zrobił, od razu odsunął rękę. Jakby go coś popatrzyło.
- Masz gorączkę... Wyjdziesz z tego. Pamiętaj o tym....
Nasze spojrzenia spotkały się na moment. Ruchem ust przekazałam mu podziękowanie. Założył mi bardzo ostrożnie opatrunek, a potem czuwał przy mnie na fotelu, czytając książkę. Utrzymywał naszą rozmowę, abym nie odpłynęła. Patrzenie na niego sprawiało mi przyjemność. Zawsze wyglądał dobrze, ale czytający książki jeszcze bardziej. Mogłam tak przeżyć wieczność.
- Co mi powiesz? Masz rodzeństwo? – spytał.
Te pytania utwierdziły mnie w przekonaniu, że ten chłopak nie wie o mnie wszystkiego. Gdyby wiedział, to raczej by mnie o to nie pytał. I zapewne nie chciałby mnie zadać takiego bólu. Zatrzymałam na nim swój wzrok, uśmiechając się słabo.
- Brata, który zaginął. Pewnie słyszałeś o takim Ianie Bendsonie, który w dzień swoich urodzin zaginął. To mój brat, jedyny prawdziwy członek rodziny. Brakuje mi go... - głos zaczął mi się łamać. – Wiesz, jak to jest stracić tych, których kochasz?
Odłożył książkę na ławę, patrząc na mnie. Coś go zaskoczyło. Podszedł do mnie bliżej. Przyjrzał mi się uważnie, a ja zaczęłam się zastanawiać, o co może mu chodzić. Łzy zaczęły napływać mi do oczu, kiedy przypomniałam sobie, ile znaczył dla mnie ten chłopak. Bez niego bym chyba popełniła samobójstwo. Tchórz ze mnie.
- Ian... - powiedział szeptem. - Jesteś siostrą Iana... To już wszystko wyjaśnia. Boże, jak ja mogłem być taki głupi. Nie jesteście podobni do siebie, ale widzę go w twoich oczach. Kochałaś go chyba najbardziej na świecie, prawda?
- Ty znasz mojego brata? - podniosłam ton, mimo że nadal ledwo się trzymałam.
- To mój najlepszy kumpel. Znamy się od bardzo dawna. Szkoda, że nie może być tu z nami. Pewnie teraz jest mu trudno tak żyć. Los go potraktował niesprawiedliwie.
Podniosłam się z łóżka, chcąc usiąść. Nie udało mi się, bo moje ciało było za słabe. Ręce nie potrafiły utrzymać mojego ciężaru. Upadłam na miękki materac. Alex szybko do mnie podbiegł i pomógł mi się znów położyć. Wszystko mnie bolało. To coś mnie wykańczało, a ja nie chciałam umierać. Otarłam łzy, leżąc w niewygodnej, ale bezpiecznej pozycji.
- Wiesz, gdzie jest Ian... - To było pytanie, ale nie miałam już siły na nic, nawet na mówienie.
Spojrzał na mnie, wiedząc, że stan mi się bardzo pogorszył. Zdałam sobie sprawę z tego, że i tak skłamie. Jakby wiedział, to by mnie okłamał i jakby nic nie wiedział to też, dla mojego dobra. To było bezsensu, ale musiałam chociaż mieć nadzieję lub jej nie mieć. Mimo że nadzieja to matka głupich, to umiera ostatnia. Nienawidziłam jej, ponieważ zawsze mnie dręczyła. Zgubiła mnie,
a ja byłam już na skraju przepaści. Wzrok Aleksa nie oznaczał niczego dobrego. Wolałam mieć to już za sobą. Pragnęłam to przeżyć i zakończyć cierpienie, jakie za tym szło.
- Devonne, gdybym wiedział, to bym powiedział, prawda? – zapytał.
Byłam ciężko chora, ale potrafiłam być nadal nieufna ludziom. Wiele razy mnie już wystawiono i wykorzystano, stałam się dlatego niedostępna dla wszystkich. Przymknęłam na moment powieki, czując, jak stają się coraz cięższe. Słyszałam jego westchnięcie. Byłam przekonana, że wziął się ponownie za czytanie tego, co przeglądał. Wsłuchiwałam się we wszystko, aby nadal zostać z nim w pokoju. Tym razem były szanse, że zasnę i się nigdy nie zbudzę. Nie chciałam śmierci, ale nie ja o niej decydowałam. Zagłębiałam się znowu w przyglądaniu się ścianie. Bałam się. Pierwszy raz tak mocno to odczuwałam. Strach to pierwszy krok do śmieci. Przez niego wszystko może przepaść, a do tego nie miałam zamiaru dopuścić. Ciężko było jednak liczyć się z tym, czym obdarzy cię los. Raz sprzyja człowiekowi, za drugim razem już nie jest tak łaskawy.
Nie wiedziałam, co tak naprawdę teraz powinnam ze sobą zrobić. Ledwo się trzymałam, będąc w domu gwiazdora. Nie potrafiłam skupić się na czymś innym. Ból był dla mnie oznaką, że jeszcze żyję. Tyle dobrego, ponieważ reszta nie była taka fajna. Ciężko było teraz postawić się w mojej sytuacji, ale nie miałam zamiaru się poddać. Leżenie na łóżku wchodziło mi w tym wypadku najlepiej. Na nic niego nie było stać mojego organizmu. Nie mijajmy się z bolesną prawdą.
- Witaj, śpiąca królewno. Łóżko wygodne czy ziarenko pod materacem przeszkadzało? - powiedział zabawnie zniżonym głosem.
- To nie bajka o „Królewnie na ziarnku grochu”... Chyba że brały w niej udział wilki i jeden błazen. - Posłałam mu niewinny uśmiech.
Spojrzał na mnie z słabym uśmiechem na twarzy, kręcąc głową. Podał mi kubek, z którego wydobywała się ogromna para. Poczułam zapach kawy kremowej, mojej ulubionej. Popatrzyłam na niego, unosząc brew.
- Na żart...
- Skąd wie...
Obydwoje zaczęliśmy w tym samym czasie swoje zdania bądź riposty. Porozumiewanie wzrokiem szło nam bardzo dobrze. Oboje wybuchliśmy śmiechem, nie zważając na nic. To był pierwszy taki moment, gdy szczerze oboje mieliśmy ubaw. Zerknęłam na niego. Po chwili podmuchałam w gorący napój, pijąc powoli. Uśmiechnęłam się do chłopaka, ogrzewając ręce o rozgrzaną porcelanę.
- Co chciałeś powiedzieć? - dopytałam się.
- Nie nic, już nieważne. A ty co miałaś mi tak ważnego do powiedzenia.
- Nic ważnego, kłamco.
- Kłamco? - Zmrużył oczy.
- Coś nie pasuje? - spytałam bez wahania.
Pokręcił głową, kładąc na łóżku ręcznik oraz dodatkowy koc. Spojrzał na mnie badawczo z troską w oczach. Zapomniałam o najważniejszym. O tej ranie na szyi. Dotknęłam swojej zranionej skóry, czując kilkuwarstwowy opatrunek. Lekkie dotknięcie piekielnie zabolało. To nie zapowiadało się dobrze, a Alex na pewno o tym doskonale wiedział. Przecież nie zostawił mnie samej w lesie.
- Boli? - Przerwał mi myślenie nad swoim życiem. - Eeee czy ta rana cię boli Devonne?
Spojrzałam na niego, nie okazując uczuć. Sama w sobie rana w ogóle dla mnie nie istniała, jednak kiedy lekko ją dotknęłam, ból okazywał się nie do opisania. Nie wiedziałam czy kłamstwo byłoby dobrym wyjściem, więc wszystko przemilczałam. Może to był mój wielki błąd, ale to od nas zależy nasze życie i to jak się potoczy.
- Och, ty uparciuchu! - wycedził.
Usiadł przy mnie na łóżku, dotykając mojego ramienia. Poczułam się dziwnie. Kolejny raz był za blisko mnie, a moje fantazję natężały się. Chciał zmienić opatrunek, ale coś go zatrzymało, ponieważ odsunął się ode mnie. Nie czułam jego zimnych palców na rozegranym ciele. Były jak kostki lodu, które przykłada się do ciała, gdy trzeba zmniejszyć ból. Nie czułam jego oddechu na karku. Odwróciłam głowę, patrząc na niego.
- Coś nie tak? - spytałam szeptem.
- Nie... nie... Jest dobrze. Mogę założyć ci nowy opatrunek?
Skinęłam głową, odgarniając włosy z szyi. Pozwoliłam mu to zrobić, bo takie rzeczy wolałam mieć już za sobą. W nieoczekiwanym momencie odkleił taśmę z ciała, wraz z nią opatrunki z waty i czegoś jeszcze. Westchnął, co dla mnie nie było to dobrą oznaką. Wstał, idąc do kuchni po apteczkę. Zostałam chwilę sama, więc podeszłam do lustra, aby spojrzeć na ranę. Była cała szkarłatna, lecz najgorsze okazało się to, że krew nie przestała z niej cieknąć. Nie wiedziałam co to ma znaczyć, ale też wyglądałam katastroficzne. Jakbym miała zaraz umrzeć. Rozpalone policzki i do tego ta rana. Coś zaskrzypiało. Odwróciłam się, zerkając kątem oka na mojego towarzysza.
- Alex, co się ze mną dzieje?
- Dev...
- Kurczę, mógłbyś być choć raz szczery? Wiesz, co ze mną nie tak czy nie?
- To nie takie łatwe... Zrozum.
- Tak czy nie? - przyciskałam go.
- Nie.
- Nie? Nie?! Nie wiesz, co mi dolega...?
- Nie. Nie wiem, ale robię wszystko, by się dowiedzieć. Potrzebuję czasu.
Potrzebuje czasu. Już do wielu rzeczy skoro jeszcze go nie znalazł, aby wyjaśnić mi wszystko. Pokręciłam głową, wkurzona i oburzona jego zachowaniem. Zrozumiałe było to, że chciał pomóc i nie wiedział, co jest nie tak. Ale to był Alex Margan. Musiał coś wiedzieć, a kłamstwa miał we krwi. Mój stan się pogarszał. Czułam i widziałam, że coś mnie od środka wymęcza. Jak on nie wiedział, co to było, to tym bardziej ja.
- Wiem, że musisz mnie chronić i tak dalej... Ale mógłbyś się pośpieszyć?!
- Jasne, ale znalezienie odpowiedzi nie będzie łatwe. To nie jest coś dla ludzkich potrzeb. To jest coś nienaturalnego, nadprzyrodzonego. To jak szukać igły w stogu siana.
Spojrzałam na niego, zamykając się w środku. Nie mogłam już z nim dyskutować. Czułam, że to dopiero się rozkręca. Nic mi nie dolegało, ale inaczej to wyglądało. Bycie tutaj mi się nie podobało podobnie jak mój stan zdrowia. Skinęłam głową, kładąc się do łóżka. Przykryłam się kocem, czując jego ciepło i zapach proszku do prania. Zrobiło mi się zimnej. Alex zbliżył się do mnie i dotknął czoła. Kiedy to zrobił, od razu odsunął rękę. Jakby go coś popatrzyło.
- Masz gorączkę... Wyjdziesz z tego. Pamiętaj o tym....
Nasze spojrzenia spotkały się na moment. Ruchem ust przekazałam mu podziękowanie. Założył mi bardzo ostrożnie opatrunek, a potem czuwał przy mnie na fotelu, czytając książkę. Utrzymywał naszą rozmowę, abym nie odpłynęła. Patrzenie na niego sprawiało mi przyjemność. Zawsze wyglądał dobrze, ale czytający książki jeszcze bardziej. Mogłam tak przeżyć wieczność.
- Co mi powiesz? Masz rodzeństwo? – spytał.
Te pytania utwierdziły mnie w przekonaniu, że ten chłopak nie wie o mnie wszystkiego. Gdyby wiedział, to raczej by mnie o to nie pytał. I zapewne nie chciałby mnie zadać takiego bólu. Zatrzymałam na nim swój wzrok, uśmiechając się słabo.
- Brata, który zaginął. Pewnie słyszałeś o takim Ianie Bendsonie, który w dzień swoich urodzin zaginął. To mój brat, jedyny prawdziwy członek rodziny. Brakuje mi go... - głos zaczął mi się łamać. – Wiesz, jak to jest stracić tych, których kochasz?
Odłożył książkę na ławę, patrząc na mnie. Coś go zaskoczyło. Podszedł do mnie bliżej. Przyjrzał mi się uważnie, a ja zaczęłam się zastanawiać, o co może mu chodzić. Łzy zaczęły napływać mi do oczu, kiedy przypomniałam sobie, ile znaczył dla mnie ten chłopak. Bez niego bym chyba popełniła samobójstwo. Tchórz ze mnie.
- Ian... - powiedział szeptem. - Jesteś siostrą Iana... To już wszystko wyjaśnia. Boże, jak ja mogłem być taki głupi. Nie jesteście podobni do siebie, ale widzę go w twoich oczach. Kochałaś go chyba najbardziej na świecie, prawda?
- Ty znasz mojego brata? - podniosłam ton, mimo że nadal ledwo się trzymałam.
- To mój najlepszy kumpel. Znamy się od bardzo dawna. Szkoda, że nie może być tu z nami. Pewnie teraz jest mu trudno tak żyć. Los go potraktował niesprawiedliwie.
Podniosłam się z łóżka, chcąc usiąść. Nie udało mi się, bo moje ciało było za słabe. Ręce nie potrafiły utrzymać mojego ciężaru. Upadłam na miękki materac. Alex szybko do mnie podbiegł i pomógł mi się znów położyć. Wszystko mnie bolało. To coś mnie wykańczało, a ja nie chciałam umierać. Otarłam łzy, leżąc w niewygodnej, ale bezpiecznej pozycji.
- Wiesz, gdzie jest Ian... - To było pytanie, ale nie miałam już siły na nic, nawet na mówienie.
Spojrzał na mnie, wiedząc, że stan mi się bardzo pogorszył. Zdałam sobie sprawę z tego, że i tak skłamie. Jakby wiedział, to by mnie okłamał i jakby nic nie wiedział to też, dla mojego dobra. To było bezsensu, ale musiałam chociaż mieć nadzieję lub jej nie mieć. Mimo że nadzieja to matka głupich, to umiera ostatnia. Nienawidziłam jej, ponieważ zawsze mnie dręczyła. Zgubiła mnie,
a ja byłam już na skraju przepaści. Wzrok Aleksa nie oznaczał niczego dobrego. Wolałam mieć to już za sobą. Pragnęłam to przeżyć i zakończyć cierpienie, jakie za tym szło.
- Devonne, gdybym wiedział, to bym powiedział, prawda? – zapytał.
Byłam ciężko chora, ale potrafiłam być nadal nieufna ludziom. Wiele razy mnie już wystawiono i wykorzystano, stałam się dlatego niedostępna dla wszystkich. Przymknęłam na moment powieki, czując, jak stają się coraz cięższe. Słyszałam jego westchnięcie. Byłam przekonana, że wziął się ponownie za czytanie tego, co przeglądał. Wsłuchiwałam się we wszystko, aby nadal zostać z nim w pokoju. Tym razem były szanse, że zasnę i się nigdy nie zbudzę. Nie chciałam śmierci, ale nie ja o niej decydowałam. Zagłębiałam się znowu w przyglądaniu się ścianie. Bałam się. Pierwszy raz tak mocno to odczuwałam. Strach to pierwszy krok do śmieci. Przez niego wszystko może przepaść, a do tego nie miałam zamiaru dopuścić. Ciężko było jednak liczyć się z tym, czym obdarzy cię los. Raz sprzyja człowiekowi, za drugim razem już nie jest tak łaskawy.
Nie wiedziałam, co tak naprawdę teraz powinnam ze sobą zrobić. Ledwo się trzymałam, będąc w domu gwiazdora. Nie potrafiłam skupić się na czymś innym. Ból był dla mnie oznaką, że jeszcze żyję. Tyle dobrego, ponieważ reszta nie była taka fajna. Ciężko było teraz postawić się w mojej sytuacji, ale nie miałam zamiaru się poddać. Leżenie na łóżku wchodziło mi w tym wypadku najlepiej. Na nic niego nie było stać mojego organizmu. Nie mijajmy się z bolesną prawdą.
Od autorki: Jest oto i sprawdzony przez moją betę kolejny rozdział na tym blogu. Trzynastego w piątek. Spodziewaliście się? Pewnie nie, ale cieszy mnie to. Dziękuję za komentarze. Ostro mnie zmotywowaliście. Czekam na kolejną dawkę wrażeń!
Kocham was i zapraszam na mojego drugiego bloga:
Kocham was i zapraszam na mojego drugiego bloga: