końcówka 13 rozdziału:
Czekałam, aż wreszcie nauczyciel wskaże mi osobę, z którą mam pracować i nie przyśniło mi się, że wypadnie na SweEla. Może dziś był także pechowy dzień? Chciałam go unikać, a wszystko działo się tak, że go do mnie ciągnęło. Nie sądziłam, żeby za każdym razem był to przypadek.
_____________________________________________________________________________
Złudzenie
- Co tam, przyjaciółeczko? A raczej teraz... partnereczko? - Usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos. Mimowolnie uśmiechnęłam się, a on to zobaczył.
- Właśnie to zauważyłem. Rozchmurz się, mała.
- Nie waż się tak do mnie odzywać! - krzyknęłam na całą klasę.
- Panno Bendsone, wszystko dobrze? Czy coś ten chłopiec ci zrobił? - zapytał spokojnie nauczyciel, a na jego twarzy było widać troskę.
- Oczywiście, że nie! - uśmiechnęłam się delikatnie. - Jakoś bardzo źle się czuje. Chyba jestem lekko przewrażliwiona...
- Dobrze. Jakby co to mów, a ktoś cię zaprowadzi do pielęgniarki.
Pokiwałam lekko głową. Spojrzałam na mojego partnera, który wbijał wzrok w moje ręce. Uświadomiłam sobie, że drżą mi dłonie. Poczułam się bardzo nieswojo. Chłopak także to zauważył. Przecież nigdy nie reagowałam na jego docinki, ale jak nazwał mnie "małą", zareagowałam agresją. Może dlatego, że tyko Alex mógł tak na mnie mówić, a brak go w moim życiu źle na mnie działał?
- Dev, oszalałaś? - Spojrzał na mnie i złapał za rękę. - Na pewno wszystko gra?
- Jasne - skłamałam.
- To ja wleję tę sól do wody, a ty opisz to doświadczenie i wyciągnij wnioski.
Zrobiłam tak, jak mówił. Pisałam bardzo zawzięcie. Przerwałam to, gdy coś usłyszałam. Przycisnęłam dwa palce do uszu, by jakoś stłumić tym dźwięk. Nie ustawał. Zacisnęłam powieki. Ten odgłos bardzo ranił mój słuch.
- Devonne, co sądzisz o... - Popatrzyłam na niego, biorąc palce z uszu. - Coś się stało?!
- Nie, nie. Tylko jakiś komar latał mi koło ucha... Nic poważnego. - Po słowach uśmiechnęłam się niewinne.
- Komary zimą? - Uniósł brew, próbując mnie zrozumieć.
- Jak mogłam sądzić, że to jakiś owad! Coś piszczało mi do ucha. Nie martw się. To zapewne przez to ciśnienie...
Zerknął na kartkę, na której wszystko było bezbłędnie wypełnione. W prawym górnym rogu został namalowany znak słońca, który ostatnio widywałam. SweEl przyjrzał mu się uważnie. Dotknął go palcem, patrząc na mnie z grymasem na twarzy.
- A to, co, tu robi? - zapytał.
- Prawdopodobnie tak bardzo mi się nudziło, że go narysowałam - powiedziałam niepewna swoich słów.
- Okey... Dev, wjaśnij mi w tej chwili, co się tu dzieje. - Bardzo poważnie podszedł do tej sytuacji, że nie wiedziałam czy skłamać, czy wyjawić prawdę.
- Coś mi się stało na samym początku chemii. Najpierw wybuchłam, potem coś drażniło mi słuch. Nie mam pojęcia, co się dzieje... Chciałbym wiedzieć tak bardzo, jak ty chcesz.
- Rok temu też miałaś takie objawy? - zapytał bardzo poważnie.
- Nie wiem. A czemu pytasz się o ubiegły rok. Przecież to nie ma znaczenia...
- Gdybyś wiedziała tyle co ja, na pewno domyśliłabyś się przyczyny.
- Przyczyny tego, co się teraz ze mną dzieje? - dopytałam.
- Wczoraj był księżyc w nowiu. To znaczy, że człowiek o bardziej wrażliwszych uczuciach czuje się dziś źle. Wszystkie jego emocje są potężniejsze. Łatwo go rozdrażnić. Chyba już rozumiesz, dlaczego masz taki dziwny dzień. Pierwszy dzień po "nowiu" działa też na mni... ciebie, Dev.
Zerknęłam na okno. Na zewnątrz było biało, ale śnieg powoli się topił. Słońce wychodziło delikatnie zza chmur. Prawdopodobne miał rację. Przecież wczoraj nie widziałam na niebie księżyca. Musiało to oznaczać tylko jedno, że on się nie mylił. Rok temu może także czułam się tak kiepsko i po prostu tego już nie pamiętam. Po jego słowach poczułam się jakoś lepiej.
- Masz rację. Prawdopodobnie to przez ten księżyc. Chętne kiedyś dowiem się od ciebie więcej na taki temat. Dziwi mnie to, że taki chłopak jak ty, zna się na zjawiskach atmosferycznych.
- Jeszcze dużo cię może zadziwić...
- SweEl, ogień! - powiedziałam trochę głośniej.
Popatrzył na nasz palnik i probówkę. Wszystko było takie jak wcześniej. Zobaczyliśmy, że to nie u nas się coś zapaliło. Dymiło się przy stanowisku Kelsey i Amary. Dziewczyny musiały coś zrobić, że ich kartka z zadaniami spaliła się na oczach klasy. Stłumiłam śmiech. Ta dziewczyna nie potrafiła się nie wyróżnić z tłumu.
- Skąd wiedziałaś o dymie?
- Poczułam go.
- Jak? To niemożliwe.
- Nie wiem. To chyba wina tego, że wczoraj był nów - powiedziałam, uśmiechając się wymownie. - I tak dziewczyny nie zrobiły żadnego z zadań. Nic nie przepadło.
- Hmmm...? Jak to nie zrobiły?
- Miały przecież pustą kartkę! Nie widziałeś? Przecież to rzucało się w oczy.
- Nie, nie widziałem. - Chwilę się zastanowił. – Tak, to musiała być wina księżyca, a raczej jego braku na niebie.
Uśmiechnęłam się do niego promienie. Zaskoczyło mnie jego ciekawskie spojrzenie na mnie. Przyglądał mi się uważne. Tak jakby obserwował każdy detal na moim ciele. Posłałam mu słodki uśmiech i akurat zadzwonił dzwonek na przerwę. Wszyscy zaczęli wychodzić z sali.
- Pamiętajcie oddać zadania! - odezwał się pan Smith.
Wzięłam do rąk kartkę z naszymi działaniami. Wręczyłam ją osobiście nauczycielowi. Przyjrzałam mu się uważnie. Miał siwe włosy, które zawsze krótko ścinał. Jego oczy wydawały się z bliska wyczerpane życiem, a cienie pod oczami i zmarszczki temu bardzo dowodziły. Uśmiechnął się do mnie lekko.
- Mam nadzieję, że wszystko jest już dobrze? – zapytał, mimo że to było bardziej pytanie retoryczne.
- Tak. Po prostu mam dziś zły dzień. Czasami księżyc potrafi na mnie bardzo wpłynąć. Zastanawiam się, jak do tego może dochodzić, ale przecież całe nasze życie jest wielką zagadką. Nie sądzi pan?
- Właśnie tak sądzę. Może na przyszłej lekcji porozmawiamy o tym, jak chemia może wpłynąć na nasze samopoczucie. Dziękuję za dobry pomysł.
- Nie ma pan za co dziękować. Miłego dnia!
- Miłego dnia, również. - Po jego słowach zaczęłam iść na korytarz. Cała sala była już pusta. Wszyscy dobrze bawili się na zewnątrz - Devonne?
- Tak?
- Masz pobrudzony sweterek... - Pokazał na swój kołnierz od koszuli. - O tu, w tym miejscu.
Dotknęłam się dokładnie tam, gdzie zostało mi to wskazane. Otarłam je delikatnie, a na mojej dłoni zostały czerwone plamy. Podsunęłam rękę do nosa. Ta ciecz pachniała... krwią. Krwawiłam.
- Dziękuje, że pan powiedział - powiedziałam pośpiesznie, wychodząc z sali.
Szybko pobiegłam do najbliższej damskiej łazienki. Na całe szczęście nikogo w niej nie było. Przechyliłam głowę, obserwując miejsce, z którego mogła ciec krew. Zobaczyłam, że wypływa z jakiejś rany. Właśnie tam podrapał mnie wilk. Jednak skaleczenie nie zarosło.
Wzięłam pierwszy lepszy papier i otarłam szyję. Postanowiłam oczyścić to miejsce, by potem omyć je wodą. Kiedy wszystko było już wytarte, przyłożyłam mokry ręcznik. Chciałam zatamować krwawienie, ale nic nie działało. Krwi ciągle przybywało, a rana wydawała się otwarta. Spanikowałam. Właśnie w tej chwili był mi potrzebny Alex. Na przekór go musiało nie być wtedy, kiedy był potrzebny w moim życiu.
Wzięłam do rąk więcej ręczniczków i pobiegłam w stronę gabinetu pielęgniarki. Musiałam komiczne wyglądać biegnąca z ręcznikami przy głowie. Na szczęście już dawno pogodziłam się z krytyką i chamstwem w tej szkole. Biegłam coraz szybciej, zaskoczona osiągniętą prędkością. Musiałam oczywiście wpaść na kogoś po drodze.
- SweEl - wypowiedziałam jego imię, a potem upadłam na ziemię. Na całe szczęście on trzymał mnie swoimi silnymi ramionami.
- Co się dzieje? - szeptał mi do ucha.
- Rana... Krew... - majaczyłam.
- Pomocy! Pani Mary Jane, pomocy!
Kiedy usłyszałam jego drżący głos, wiedziałam, że jestem pod dobrą opieką. Nie musiałam się już niczego bać. Był przy mnie ktoś, kto mógł zrobić dla mnie wiele. Dotknęłam zadrapania, a on szybko odciągnął moją rękę od rany.
- Skąd tyle krwi? - zapytała pielęgniarka.
- Ostatnio coś mnie podrapało i rana wyzdrowiała, ale teraz jest chyba tego nawrót - powiedziałam słabym głosem.
- A byłaś szczepiona na tężec? - spytała kobieta.
- Nie... wiem... - wysapałam.
- Proszę, niech pani zatamuje krwotok, a nie robi z nią wywiad! - wykrzyczał SweEl.
- Spokojne chłopcze. Nie wiem, co dać jej przeciw zakażeniu i jak zahamować ten rozlew krwi z tak cienkiej i płytkiej ranki... Oooo, już mam!
Pielęgniarka zrobiła wszystko co w swojej mocy. Uratowała mi życie, więc teraz ja byłam jej wdzięczna pomoc. Po kilku minutach niespodziewane poczułam się lepiej i wszyscy wraz ze mną byli znów tak samo uprzejmi. Ktoś miał rację, dziwny dzień.
Autorka: Nawalam. Z każdym miesiącem nawalam. Łudziłam się, że w ostatniej klasie gimnazjum będę mieć czas na pisanie WDECHU. Od roku prowadzę bloga modowego. To on pochłania cały mój wolny czas. Obiecuję Wam, że postaram się jednak tworzyć kolejne rozdziały. Oby ten się Wam spodobał i do... następnego ♥