22 września 2013

5.

To nie wina gracza, tylko gry


     Był wieczór, ale nadal poniedziałek. Lekcje w szkole bardzo szybko się skończyły, mimo tego że było ich sporo. Nie spotkało mnie na drodze już nic ciekawego. Zdecydowanie za dużo się działo. Nic nie mogło mnie zaskoczyć. Wytrwałam szkołę, a razem z nią wścibskie spojrzenia rówieśników, których niby miałam nie dostrzec. Moją winą nie było to, że nikt inny jak SweEl się do mnie odezwał. Dla nas to był cud, że przemówił bez przyczyny, choć wiedziałam, że miał w tym cel. Przez resztę lekcji ciągle na mnie zerkał i od czasu do czasu posyłał łobuzerski uśmiech. Uczepił się mnie jak ćma, której nie można zabić. Na każdym kroku próbował wyciągnąć ze mnie wszystko, co wiem, lecz ja mu się opierałam. Nie tak łatwo było zrobić ze mnie naiwniaczkę. Wiedziałam to, co powinnam i nie miałam najmniejszej ochoty dzielić się tym ze szkolną zabawką. Prawda, którą poznałam, była bolesna oraz wolałam zachować ją tylko i wyłącznie dla siebie. SweEl wiedział więcej ode mnie, chciał pewnie wypróbować moje dotrzymywanie słowa. Musiałam z nim wytrzymać do końca lekcji.
  Kiedy byłam już wolna, nie ustępował. Przed szkołą, gdy zamierzałam już udać się do domu, chłopak zatrzymał mnie, pytając o to czy na pewno nie znam tego znaku. Powoli nie wytrzymywałam. Nie dość, że uważano mnie za wariatkę, to jeszcze na każdym kroku widziałam motyw słońca bądź drapieżnego wilka. Zignorowałam go, dając do zrozumienia, co o tym i o nim sądzę. Bezpiecznie wróciłam do domu, a potem odrobiłam pracę domową. Byłam sama, ponieważ moi rodzice wybrali się na bankiet. Przez cały czas robiłam to, na co miałam ochotę.
  Otworzyłam dziennik z czerwoną okładką, który pomagał mi zapamiętywać każdy dzień. Codziennie opisywałam w nim przeżycia z ostatnich dwudziestu czterech godzin. Wygładziłam kartkę na stronie, która powinna dzisiaj zostać zapełniona. Zerknęłam na wczorajszy wpis, który wcale mnie nie pocieszał. Byłam nietrzeźwa, więc nie dziwiło mnie to, co napisałam. Uśmiechnęłam się sama do siebie, zagłębiając się w zdaniach. Chciałam sobie przypomnieć wrażenia z wczorajszego dnia. On był zdecydowanie lepszy od tego.


 Kurczę, to nie miało tak być. To nie moja wina, że mój brat zaginął i go nie ma. Kochałam go i kocham nade wszystko, ale zwalanie winy na mnie było bezsensu. Ian był już całe cztery lata pełnoletni. Mógł robić wszystko, co mu się żywnie podoba, ale ucieczka była bez celu...




   Popatrzyłam na kredową kartkę, na której widniało jedno słowo, które przywróciło mnie do rzeczywistości. Właściwie to imię. Trzyliterowy wyraz, który mnie oświecił. Westchnęłam, zawieszając głowę. Wstałam z krzesła, rozglądając się po pomieszczeniu. Spojrzałam na regał, gdzie mieściła się jedna z jego książek. Podłamało mnie to.
- Jak mogłam choćby na chwilę o tobie zapomnieć, Ian?
  Zapytałam się sama siebie z nadzieją, że znajdę jakąś sensowną odpowiedź. Wszystko zaczęło się właściwie od niego, a ja głupia zapomniałam o swoim bracie. Brak szacunku. Byłam tak zabiegana i zaślepiona wilkami, że nie pamiętałam o tym, że mój brat przepadł i nie wiedziałam, co się z nim teraz dzieje. Po moim policzku spłynęła jedna łza, którą od razu wytarłam.


  Nie obchodzi mnie, co się z nim działo. Kochałam go, ale to nie mój problem. Poznałam teraz Aleksa Margana – chłopaka, który jest tajemniczy i... zakochałam się w nim. Wiem, że łączy nas coś więcej niż znajomość, ale nie mam na myśli relacji. To jest coś więcej. Tajemnica, której jeszcze całkowicie nie poznałam. Stałam w tym jedną nogą i to wcale nie było dobre. Ostrzegał mnie w „None” przed czymś, ale ja to zignorowałam. Teraz byłam pewna, że on coś wiedział. Światło w barze samo z siebie nie znika, a wilki nie pokazują się bez celu. Tak samo jak ta dziewczyna z tatuażem. Martwa i leżąca na śniegu, a po chwili brak pozostałości po niej. To było okropne – wiedzieć coś, ale nie do końca. Byłam pewna, że Alex raczy mi to wszystko wyjaśnić, bo inaczej trafię do wariatkowa...


  Zerknęłam jeszcze raz na krótki wpis w moim dzienniku. Teraz już wiedziałam, co robiłam cały wczorajszy dzień. Nie spodziewałam się po sobie takich szczerych wyznań. Olśniło mnie, że muszę natychmiast pogadać z Aleksem. Minął zaledwie dzień od naszego spotkania, ale ja bardzo go potrzebowałam. Tak naprawdę to nie jego, a wyjaśnień. W końcu on zawsze znajdował się przy mnie, kiedy spotykałam na swojej drodze wilki. Zaś akurat wtedy, gdy go przy mnie nie było, nie widziałam ich. Był w to zaplątany. Tak jak sam stwierdził w barze, w mieście. Gwiazda Hollywood miała mi mnóstwo do wytłumaczenia, a zwłaszcza swoje prawdziwe pochodzenie. Musiałam poznać prawdę i to jak najszybciej. Jednak zdawałam sobie sprawę z tego, że to nie pójdzie łatwo. Nigdy nic nie działo się w moim życiu po mojej myśli, teraz na pewno też tak będzie. Znałam swoje nieszczęście już za dobrze. Taka byłam.
  Wzięłam do rąk długopis z biurka, zaczynając zastawiać się, co mam napisać dzisiaj. Jak opisać dobrze wydarzenia, które miały miejsce tej doby. Było ich mnóstwo, a mało miejsca w dzienniku przeznaczonym na ten dzień. Położyłam się na brzuchu na wygodnym łóżku, na którym już dużo czasu siedziałam. Zerknęłam na zeszyt, zastanawiając się, co powinnam tak naprawdę napisać. Przyłożyłam niebieski długopis do ust, czekając na olśnienie. Czarnym drukiem na białej kartce było napisane „10 stycznia 2013 rok”. Minęły dwa dni od momentu zmiany w Vancouver. Zaledwie czterdzieści osiem godzin, a tyle się działo. Moje życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopi w tak krótki czas. To było niemożliwe, ale prawdziwe. Nachyliłam się nad zeszytem, zaczynając pisać. Nie przychodziło mi to z łatwością.
  Zastanawiam się, co dzisiaj tu napisać. Jakie wspomnienia tu zawrzeć. Jaki ślad pozostawić. Ostatnio wszystko się zmieniło w moim mało znaczącym życiu. Od momentu zniknięcia brata. Byłam ciekawa, jakie to ma znaczenie, ale boję się o niego... Pamiętam, jak czytał mi bajki na dobranoc o kotku i myszce, opowiadał zawsze, co mu się przydarzyło w szkole, wyżalał się, jak miał problem z dziewczyną oraz jak dawał porady na przyszłość. Zawsze mówił mi same dobre rzeczy. Tak naprawdę dzięki niemu taka byłam. Rodzice nie zajmowali się drugą osobą. Teraz została mi tylko po nim książka – jedna z tych, które mi czytał. O dziewczynie z problemami, które rujnują jej życie. Nawet nie dokończyłam jej czytać...


    Zamrugałam, powstrzymując łzy, które chciały spłynąć po moich bladych policzkach. Nigdy nie pozwalałam sobie okazywać słabości. Płacz przy kimś był wykluczony, choć przy Aleksie nie udało mi się to. Przypadek, ale teraz mogłam oczyścić organizm. Pozwalałam sobie na rozpacz. Zacisnęłam powieki w oczekiwaniu na słone łzy, które znajdą się na dzienniku jako mokre kropki. Tekst lekko się rozmazał. Wypadło akurat na słowo: brata. Nie podobał mi się ten przypadek. Zamknęłam zeszyt, rzucając nim o ścianę. Zeszłam z łóżka, siadając przy nim. Oparłam się, zawieszając głowę. Mój płacz stał się intensywniejszy. Westchnęłam. To mnie przerastało. Miałam powoli dość. Nie było przy mnie tak naprawdę nikogo. Rodzice z jedyną prawdziwą rodziną – Ianem – odeszli. Moje przyjaciółki odsuwały się ode mnie albo ja od nich. Nikogo innego już nie miałam. Do tego męczyły mnie wilki i te wszystkie tajemnice. Otarłam zwilżone oczy rękawem swetra, przy okazji naciągając go na siebie. Wytarłam ręką nos, wstając. Nie miałam już energii, byłam bezsilnaZaczęłam schylać się po zeszyt, a kiedy go złapałam, w całym domu rozległ się trzask drzwi. To było niemożliwe, ponieważ rodzice mieli przyjść po północy. Teraz było około dziewiątej wieczorem. Zdecydowanie za wcześnie. Coś mi tu nie pasowało. 
- Kto tam? - wykrzyczałam na cały dom.
  Odpowiedziała mi cisza. Rozejrzałam się zakłopotana po całym moim pokoju. Ktokolwiek to był, nie powinien się tu znajdować. Włożyłam na nogi kapcie z kożuchem w środku, schodząc na dół po cichu. Skradałam się do salonu, by zaskoczyć tego kogoś. W połowie drogi panele zaskrzypiały. Byłam przekonana, że to przeze mnie. Jednak się pomyliłam. Ten ktoś się zdradził. Zobaczyłam cień w kuchni. Zeszłam na sam dół, kierując się tam, gdzie on. Ku zdziwieniu telewizor w kuchni był włączony. Ja go nie używałam. Albo mama go nie wyłączyła, albo ten ktoś go włączył... Nadawali teraz wiadomości akurat z mojego miasta. Zerknęłam na zdjęcie, które pokazywali. Była to fotografia ze studiów mojego brata. Był ubrany w brązową, komponującą z jego piwnymi oczami bluzkę. Wydałam z siebie pisk, który mnie zdradził.
- Ian? - Po słowie, zakryłam usta.
  Coś zaczęło się do mnie zbliżać. Ciężkie kroki były coraz bliżej mnie. Wbiłam wzrok w telewizor. Pokazano tam bluzę brata, którą miał na sobie ostatniego dnia, kiedy go wiedziałam. W dzień przed jego urodzinami. Zatkało mnie to tak, że nie mogłam się ruszyć.
- Zaginięcie Iana Bendsone to dla nas zagadka. W Vancouver dzieje się dużo różnych dziwnych rzeczy, ale co z tym chłopakiem? Wczoraj w lesie znaleziono jego bluzę. Według opisów jego rodziny miał ją na sobie dnia zaginięcia. To dla nas poszlaka, ale co w takim razie robi chłopak bez ubrań w zimę? - mówiła dziennikarka, pokazując swoje krzywe zęby. – Mówiła dla was Margaret Steward.
  Cudem cofnęłam się o krok, ale na swoje nieszczęście wpadłam na komodę. Wazon z kwiatami spadł, rozbijając się na milion części. Teraz już na pewno po mnie. Pisnęłam ze złości. Zaczęłam sprzątać powoli odłamki szkła, zapominając o włamywaczu. Podnosiłam ostre kawałki, przenosząc je do kubła na śmieci. Ktoś odchrząknął, a ja z przerażenia się zacięłam.
- Pomóc ci? - zaproponował głos za mną, był dźwięczny oraz do bólu dobrze mi znany.
  Odwróciłam się za siebie w oczekiwaniu, że to kłamstwo. Spojrzałam na piwne oczy chłopaka, którego nie powinno tu za żadne skarby być. Fakt, że wiedział gdzie mieszkałam, mnie przerażał. Jego grzywka brązowych włosów jak zwykle była nastroszona, a uśmiech nie znikał z twarzy. Był tak samo ubrany. Nic się nie zmieniło.
- SweEl?! – wyjąkałam.
  Zmierzyłam go wzrokiem, oddalając się od niego. Przerażał mnie. Wolałam go nie znać. Nie miał miejsca w moim życiu. Zatrzymał mnie, ciągnąc za skaleczony palec. Wysyczałam przez zęby z bólu:
- Co ty tu robisz?
- Przyszedłem sprawdzić czy nie masz ochoty mi wreszcie czegoś powiedzieć... A tak á propos to niby ciekawe rzeczy robicie same w domu - posłał mi uśmiech.
  Zjechałam go wzrokiem, waląc w tors wolną ręką. Mimo wszystkiego i tego jak się teraz zachowywał, nadal był naprawdę niebezpieczny. Wolałam trzymać się z daleka. Skupił swój wzrok na moim palcu we krwi. Nie wiedziałam, co zamierzał zrobić. Był nieprzewidywalny. Sięgnął po chusteczkę, ocierając czerwoną ciecz z mojego ciała. Piekło tak, że nie wytrzymywałam. Wyrywałam mu się, ale nie dawał za wygraną.
- Szkło ci weszło w palec. Będę musiał je wyciągnąć... - Spojrzał na mnie. – Macie bandaże i wodę utlenioną?
  Skinęłam głową. Chłopak od razu wstał i ruszył do kuchni po apteczkę. Wiedział, gdzie była. To kolejna rzecz, która mnie odstraszała. Wziął mnie za rękę, pomagając wstać z ziemi. Usiadłam tam, gdzie mi kazał. Zaczął namaczać waciki wodą odkażającą, a ja nie mogłam się powstrzymać od odwracania uwagi od tego, co się działo.
- Dlaczego to robisz? - spytałam, patrząc na niego.
-  C o  robię? - odpowiedział, by mnie zdenerwować.
  Przyłożył wacik do rany. Odkażało się, ale piekło jak cholera. Zawyłam z bólu, który był nie do zniesienia. Chłopak od razu odsunął rękę. Pierwszy raz zobaczyłam troskę oraz zakłopotanie na twarzy SweEla.
- Przepraszam, że cię to boli... Nie chciałem, ale musimy to jak najszybciej wyciągnąć dla twojego dobra. Wda się zakażenie i nie będzie za dobrze. Wytrzymasz to?
- Czy ty mnie przepraszasz za to, że mnie to boli? - Spojrzałam na niego. - ...nie wiem.
- To zaciskaj palce na mojej ręce, jak będzie bolało. Na pewno ci to pomoże. Jakoś się wyładujesz. Spróbujemy?
  Patrzyłam na niego, pytając o to samo samą siebie. Znałam go pół roku, ale to była nasza trzecia rozmowa w życiu. Miewałam mieszane uczucia do co niego. Był inny, tajemniczy oraz nie potrafiłam mu zaufać. Bałam się, że mnie w jakiś sposób skrzywdzi. Wbiłam w niego wzrok.
- Nie ufasz mi... O to chodzi, tak?
  Milczałam. Nie mogłam mu przyznać racji, to było zbyt bolesne.
- Widzę to w twoich oczach. Rozumiem cię. Jestem pośmiewiskiem całej szkoły. Odezwałem się do siebie kilka razy a teraz cię nękam, bo nie chcesz powiedzieć, co wiesz. Pewnie sądzisz, że zabijam oraz jestem niebezpieczny. Jestem jednak inny. Możesz mi zaufać. Nie bój się...
- Ufam ci.. - wyszeptałam, nie wiedząc czy to prawda.
  Minęła sekunda, nim zdałam sobie sprawę, co się przed chwilą stało. Chłopak jednym ruchem wyciągnął szkło, tamując krew. Zacisnęłam powieki z bólu, który teraz poczułam. Otarł rankę i przykleił plaster w odcieniu skóry.
- Było aż tak źle? - spytał mnie.
- Nie wiem... - odpowiedziałam cicho, skołowana.
  Nie mogłam na niego patrzeć. Miał oczy takie same jak mój brat. Zachciało mi się płakać, ale wiedziałam, że to nie wchodzi w grę. Usiadł koło mnie na kanapie. Patrzyłam na niego.
- Wiem, że to boli. Ciężko jest kogoś stracić. Masz też prawo mnie nienawidzić, ale muszę to wiedzieć...
  Spojrzałam na niego, zdając sobie sprawę z tego, co chciał mi właściwie powiedzieć. Nie podobało mi się to i wolałam ominąć te tematy.
- Co wiesz o tym znaku, który dziś namalowałaś? Devonne czy ty wiesz, co to oznacza? Skąd ty go w ogóle znasz?



Rozdział trochę długo pisałam, ponieważ jest on o połowę dłuższy i takie zawsze będą. Może się cieszycie, może nie. Ja nie wiem co mam o tym sądzić. Kocham czytać wasze miłe opinię, ale mam teraz mało czasu na pisanie. Potrzebna mi większa motywacja ♥
 Poproszę o 25-30 komentarzy, wkluczam w to osoby, które czytają a nigdy nie komentowały, tylko że muszą napisać 'Czytam'. Wybaczcie te zmianę, ale dacie radę xoxo

4 września 2013

4.

Tajemnica


  Założyłam włosy za ucho, wsłuchując się uważnie w słowa wypowiadane przez nauczyciela historii. Wilki nigdy mnie nie interesowały, ale teraz to było dla mnie jak tlen. Zainteresowanie bez ograniczeń. Tak naprawdę tylko o nich myślałam. Przejrzałam jeszcze raz cały temat w podręczniku z nadzieją, że coś znajdę. Wyłapałam tekst, którym kierował się historyk i bacznie go śledziłam, próbując zrozumieć wagę słów. Dawno temu wierzono w zmiennokształtność, ale teraz to była dla ludzi bajeczka lub straszna historia opowiadana przy ognisku. Może naprawdę coś takiego istniało, a my po prostu tego nie widzieliśmy? Miałam mnóstwo pytań, za to żadnej odpowiedzi. Nieważne czy istniały, czy nie nadprzyrodzone istoty i tak nie było wytłumaczenia. Czyli mogli uznać kogoś za wariata z bujną wyobraźnią, tylko dlatego że tak naprawdę mówił prawdę, ale człowiek nie chciał tego przyjąć do świadomości. Zerknęłam na obrazki w książce, czekając na wytłumaczenie mi wszystkiego, co się działo w moim mieście. Jak na komendę, ujrzałam fotografię przedstawiającą mężczyznę koło wilka. Nic nie było w tym niezwykłego, do momentu kiedy ujrzałam na jego ramieniu tatuaż z motywem słońca. Zamrugałam, zdając sobie sprawę z tego, że natknęłam się na poszlakę. Już  c o ś  wiedziałam i to mnie cieszyło. Spojrzałam na dół, gdzie było napisane „Dwa oblicza i zmrok, przetrwasz tę noc?”. Zaniemówiłam. Napis pod obrazkiem był dla mnie nieczytelny. To było pytanie, które nie miało dla mnie sensu sensu. To był fragment z jakiejś legendy niby znalezionej za czasów tych plemion, tak przynajmniej twierdził podręcznik do historii. Skołował mnie fakt, że w ogóle poruszaliśmytakie tematy w szkole. To powinno pojawić się na jakimś specjalnym kółku, ale nie na lekcjach. Ale to był pierwszy krok do rozwiązania zagadki.

- Zapoznajcie się dokładnie z legendą i napiszcie wypracowanie o tym, jaka jest wasza opinia na temat mitów. Czy wydają się wam prawdziwe, a może jesteście przekonani, że to kłamstwa wymyślane dla rozrywki? Musicie mieć dużo argumentów, więc radzę wam zajrzeć do internetu i poczytać na temat wilków lub innych mitów – ogłosił straszy mężczyzna.
  Zapisałam na wyrwanej z zeszytu kartce polecenie. Już na bieżąco zastanawiałam się, co chciałabym napisać w tym wypracowaniu. Dla mnie było to niedorzeczne, ale czułam, że mity w jakiś sposób chcą nas naprowadzić na prawdę. Nie wszystko było kłamstwem. Spojrzałam na nauczyciela, który zaczął chować swoje rzeczy do torby. Uśmiechnęłam się sama do siebie, zaczynając zbierać książki. Wzięłam do ręki ołówek, szkicując z nieznanych mi powodów na kartce męczący mnie motyw. Idealnie wykonałam zarys słońca, podkreślając jego promienie konturem. Nie wiedziałam sama, dlaczego właśnie natchnęło mnie na ten wzór. Odłożyłam ołówek wraz z rozlegającym się dzwonkiem. 

  Zerwałam się z miejsca, biorąc w ręce książki. Odszukałam wzrokiem moje przyjaciółki, podchodząc do nich z uśmiechem na twarzy. Spojrzały na mnie badawczo, podejrzewając coś. Wyszłam z sali, udając, że tego nie widziałam. Kiedy stanęłam w drzwiach, odwróciłam się do nich.

- Idziecie czy wolicie tak stać? - zapytałam, kręcąc głową rozbawiona.
- Tak – odrzekły jednym głosem.  Zaczęłam powoli iść, czekając, aż one do mnie dołączą. Popatrzyły na siebie pytająco, ale ja im przerwałam.- O co chodzi? - spytałam delikatnie.- Dlaczego jesteś szczęśliwa, skoro od samego rana chodzisz przygnębiona przez Aleksa i te... inne dziwne przypadki? - zapytała Samantha.- Czy ty słyszałaś, jak gościu wspominał o tym, że w Kanadzie są wilki? Ja mam wrażenie, że są blisko. Nie jestem przesądna, ale czuję, że to się źle skończy – dodała w tym samym czasie Anabell.- Dziewczyny! - zawołałam, zatrzymując się w miejscu.- Bendsone? - rozległ się jakiś głos, wołający moje nazwisko.
   Odwróciłam się, by zobaczyć osobę, która właśnie przerwała mi odpowiedź. Ujrzałam przed sobą kolesia, który nigdy nie powinien się do mnie odzywać. On praktycznie
 nigdy nie odpowiadał, chyba że ktoś mu podpadł. Popatrzyłam na piwne oczy chłopaka, które dziś mnie już obserwowały. Zmierzyłam go lekko wzrokiem, nie wierząc, że to właśnie mnie zawołał. Podeszłam do niego bliżej, milcząc. Spojrzałam na niego sparaliżowana. Podał mi kartkę, która najwyraźniej musiała mi wypaść z zeszytu. Miałam ją od niego wziąć, ale on jej nie puszczał. Wbiłam w niego wzrok, nie rozumiejąc, o co mu konkretnie chodzi.- Co to jest? - pokazał palcem na coś na tej wyrwanej z zeszytu kartce.  

   Przyjrzałam się uważnie temu, co pokazywał. To nie była przypadkowa kartka, bo mieścił się na niej mój szkic motywu ze słońcem. To właśnie go chłopak wskazywał palcem. Spojrzałam na niego i na ilustrację. Nie wiedziałam, jak to wyjaśnić, bo nie dało się tego tak ot, wprost, wytłumaczyć. Z rysunkiem wiązała się bardzo długa i nienormalna historia. On by mnie nie zrozumiał i wyśmiał. Pokręciłam głową, udając, że nie wiem o co mu chodzi.- Skąd znasz ten znak? - podniósł ton głosu.
  Przeraziłam się nie na żarty, ale nadal nie wiedziałam, jak mam to wytłumaczyć. Wzięłam głęboki wdech, poprzedzając go krótkim westchnięciem.- Nie wiem. Ciągle go gdzieś widzę. Pojawił się raz w lesie i potem go zaczęłam spotykać na każdym kroku. Wiesz, ile bym dała, by wiedzieć, co to jest? Co on oznacza? I w ogóle po co go rysuję? - odpowiedziałam tak, jak tylko mogłam.
  Wbił we mnie wzrok. Skapitulowałam, unosząc przy tym ręce ku górze.
- Uważaj mnie za wariatkę. Nie obchodzi mnie to. Jestem zajęta. Przyjaciółki na mnie czekają. Spadaj, SweEl! – dodałam.
  Zabrałam mu karteczkę, a potem odeszłam od niego. Nie miałam ochoty nawet oglądać się za siebie, ponieważ byłam przekonana, że on tam stał i próbował mnie rozgryźć. Przecież warto się pośmiać z wariatki, na jaką teraz wyszłam. Zerknęłam na towarzyszki, krzywo się uśmiechając.
- O co mu chodziło? - dopytała Nan.
- O jeden głupi rysunek – westchnęłam.
 – Zaraz wam wytłumaczę, ale na razie muszę odetchnąć. Wyszłam na idiotkę, która ma bzika na punkcie jednego znaku...
- Dev, jakiego znaku? - spytała od razu Samantha.
  Otworzyłam podręcznik na stronie z fotografią mężczyzny i wilka, a także pokazałam im pierwszą poszlakę. Wskazałam palcem na ramię, gdzie widniał duży tatuaż.
- O ten znak. Takie czarne wytatuowane słońce i tyle robi zamieszania... – westchnęłam.
- Devonne, jakie słońce? - pokręciła głową Sam.
- No to, na które pokazuję palcem, na ramieniu tego kolesia.
- Kochanie, tutaj nie ma żadnego tatuażu ze słońcem... – odpowiedziała Anabell.
- Jak nie ma? Przecież na nie patrzę!
- Dobrze się czujesz? - zapytała szatynka. – Martwię się o ciebie...  Dziewczyna zamierzała dotknąć mojego czoła w celu sprawdzenia temperatury. Powstrzymałam ją przed tym, odsuwając się kilka kroków. To było niemożliwe, że one tego nie widziały. Cały czas obserwowałam motyw ze słońcem. Nigdzie się on nie wybierał. Widniał na fotografii. Pokręciłam głową, próbując to wszystko zrozumieć.
- Tak, wszystko dobrze. Nie rozumiem, dlaczego wy nie widzicie tego znaku. Ciągle go spotykam. Dzisiaj nawet chłopak miał go wytatuowanego na nadgarstku. Nie wierzę...

  Obie objęły mnie ramieniem. Nie wyrwałam się im, by nie pogarszać sytuacji. I tak już wszystko było stracone. Uważały mnie za wariatkę i to nie tylko one. Miałam dość tego wszystkiego. Nie mogłam o tym nie myśleć. To mną zawładnęło i nie potrafiłam tego powstrzymać. Było już za późno. Stałam w tym już jedną nogą, nie mogąc się wycofać. Miałam wybór, ale zignorowałam osobę, która miała najwidoczniej rację. Alex mnie przed tym powstrzymywał. Głupia go nie posłuchałam. Teraz już wiedziałam, że chciał dla mnie dobrze. On też miał piekło. Szukali go w całych Stanach Zjednoczonych. Musiałam z nim pogadać i to jak najszybciej.
- Nawet jeżeli nie wiemy, o co chodzi z tym znakiem, wiedz, że możesz na nas liczyć. Nie ważne czy nam nie wierzysz, że ufamy ci oraz wierzymy w twoje każde słowo. Nie wiemy, o co chodzi, ale to nie znaczy, że ci nie wierzymy. Próbujemy i na razie się nam to udaje. Ty się od nas odsuwasz, my stoimy w miejscu. Coś próbuje nas zniszczyć, ale my to przetrwamy. Uwierz nam na słowo, tak jak my tobie – powiedziała Samantha.
  Po tych słowach zdałam sobie sprawę, co one czułyPatrzyły na swoją przyjaciółkę, która na ich oczach stawała się inna. Znały mnie już bardzo długo, bo od dzieciństwa i pierwszy raz coś się zmieniło. A dokładnie to ja. Poróżniła nas tajemnica zaginięcia mojego brata. Od tego momentu coś się działo w Vancouver, a za tym pociągnęła się moja zmiana. Już nie miałam na głowie nastoletnich miłości czy dobrych ocen w szkole. Teraz robiłam wszystko, żeby rozwiązać zagadkę. Wszystko prowadziło do Iana, wilków i znaku, którego miałam już serdecznie dość. Gdyby nie to, byłabym tą samą Devonne z problemami na głowie.
- Wierzę wam – skłamałam, patrząc im prosto w oczy.
  Ciężko było uwierzyć komuś, że jest się w jego oczach normalnym, skoro wiedziało się, że to co działo się w swoim świecie, było nierealne w ich. Nie mogłam znaleźć wytłumaczenia na to, co mnie spotkało, co zobaczyłam i doświadczyłam. Znałam tylko dwie osoby, które coś wiedziały. Czuły się tak jak ja. Były pośmiewiskiem w oczach innych tylko dlatego, że los obdarował ich tym, że to widzą. SweEl i Alex. Im mogłam wszystko opowiedzieć i na pewno by powiedzieli, że mają tak samo. Stali się dla mnie świadkami tego, że nie zwariowałam. Dzięki nim wiedziałam, że nie oszalałam. Trzymali mnie w rzeczywistości.
- Cieszę się, Dev. A teraz chodź na lekcję literatury, bo zaraz będzie dzwonek. Pani Khan bardzo przeżywa to, jak uczeń się spóźnia na jej zajęcia. No, a my nie możemy podpaść jej w połowie roku szkolnego, bo nie wiem czy wytrwamy do końca – powiedziała brązowowłosa Nan.
  Wypuściły mnie z uścisku, kierując się do sali, w której miała się odbyć następna lekcjaDzwonek zadzwonił idealnie wtedy, kiedy do niej doszłyśmy. Spotkałam się wzrokiem z dziewczynami, uśmiechając się do nich sztucznie. Nie miałam ochoty na godzinę męki literatury z Panią K. Kobieta zawsze kazała czytać za dużo książek podczas jednej lekcji, a najgorsze było, gdy odpytywała cię z czegoś, co tak naprawdę powinno być w następnym dziale. Nic dziwnego, że cała moja klasa miała złe oceny z tego przedmiotu. Nie dałabym wiary, że taka urocza staruszka – tylko z wyglądu – może być taka wredna. Ubrana zawsze w sukienkę z lat osiemdziesiątych oraz ze swoimi okularami, wydawała się nieszkodliwa. To były tylko pozory.
- Boże, patrzcie, kto idzie... - oznajmił ktoś z przodu.
  Wszyscy jak na znak się odwrócili, patrząc na idącą do nas kobietę. Jej obcasy stukały o podłogę i było je bardzo słychać. Zaśmiałam się, widząc, co przykuło wzrok jednej osoby. Był nią chłopak, który od dziś stał się dla mnie cennym źródłem informacji. Pośmiewisko klasy, ale w moich oczach ktoś, kto na to nie zasługiwał – SweEl. Jak zawsze na jego twarzy widniał łobuzerski uśmiech, który posyłał w moim kierunku. Odwróciłam się za siebie, patrząc z nadzieją, że nie na mnie skupił swój wzrok. Okazało się na moje nieszczęście, że nikt ciekawy za mną nie stał. Chłopak z okropnym charakterem patrzył na mnie. To do mnie pokazał swoje śnieżnobiałe zęby. Zerknęłam na niego, chcąc się dowiedzieć czy nadal mnie obserwuje. Przez moją ciekawość nasze spojrzenia się spotkały. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Jak głupia się tylko promiennie uśmiechnęłam. Miałam w duchu nadzieję, że on tego nie zobaczył.
- Proszę, wejdźcie do klasy! - powiedziała nauczycielka.
  Zrobiłam to, co kazała, czując, że ta lekcja nie zazna końca. Przecież teraz stałam się obiektem zainteresowania kolesia, którego nie chciałam w sercu znać. Nie mogłam nic poradzić na to, że łączyło nas coś ważnego. Coś, czego nie powinno być między nikim dla dobra innych. Łączyła nas tajemnica. Ogromny sekret, którego do końca nie znałam. Wiedziałam tylko, że jestem z tym jakoś powiązana. Tak samo jak mój brat.



Mi się ten rozdział bardzo podoba. Kiedy go pisałam miałam ogromną wenę. SweEl ma w tym blogu obliczę Justina Biebera. Wyszło tak przypadkiem. Jakoś on najbardziej pasował do opisu tego co napisałam dużo wcześniej. Mi to nie przeszkadza, bo jestem Beliebers. Ale kochani czy wam piwne oczy i ciemniejsza karnacja oraz twarz bad boy'a do niego nie pasuje jak ulał? Jesteście niesamowici i teraz zdałam sobie sprawę z tego, że to moje marzenie wydać tą opowieść. Do następnego rozdziału ♥

Jak mijają wam wakacje? xoxo

Serdecznie zapraszam na bloga mojej pierwszej blogowej przyjaciółki, w blogu można się zakochać zwłaszcza jak się jest Directioners [kliknij]